Narzędzia:

Posiedzenie: 23. posiedzenie Senatu RP IX kadencji, 3 dzień


20, 21 i 22 lipca 2016 r.
Przemówienia z dnia poprzedniego

Przemówienie senatora Czesława Ryszki w dyskusji nad punktem 17. porządku obrad

Przemówienie senatora Czesława Ryszki w dyskusji nad punktem 17. porządku obrad

Panie Marszałku! Wysoka Izbo!

Mija 6-letnia kadencja KRRiT. Były to lata, w których odbiorcy programów telewizyjnych otrzymali poszerzony i zróżnicowany zestaw programów, do których dostęp jest możliwy na różne sposoby: poprzez naziemne multipleksy cyfrowe, a także za pośrednictwem telewizji internetowej i usług na żądanie. Należy przyznać, że Krajowa Rada wykonała dużą pracę, jeżeli chodzi o proces cyfryzacji telewizji i radiofonii oraz podział miejsc na multipleksach. Dlatego w zasadzie można by pozwolić członkom KRRiT dotrwać do końca kadencji, czyli do 4 sierpnia. Wówczas jednak powstałby nie do końca prawdziwy obraz działań instytucji odpowiedzialnej za to, co działo się w mediach publicznych, i nie tylko publicznych, w minionym roku.

Jak powiedziałem, przygotowane sprawozdanie ukazuje ogrom podejmowanych przez KRRiT ustawowych zadań, ale tak już bywa, że więcej uwagi zawsze skupia się na zaniechaniach niż na osiągnięciach. Postaram się dotknąć tych kilku, ale jakże ważnych zaniechań obarczających odpowiedzialnością KRRiT.

Pierwsza sprawa, której KRRiT tylko się przyglądała, dotyczy wypierania z rynku i wchłaniania przez zagraniczne koncerny polskich wydawców mediów. Innymi słowy, KRRiT nie reagowała na nadmierną koncentrację zagranicznych, a także polskich grup kapitałowych na rynku mediów, godziła się na brak barier dla nadmiernej koncentracji kapitałowej, na monopol wspomnianych grup i w konsekwencji na płynące z tego zagrożenia. Przypomnę, że tylko zagraniczne grupy kapitałowe, w większości niemieckie, wykupywały lokalne stacje radiowe, z czego statystyczny słuchacz zapewne nie zdawał sobie sprawy. Mało kto wie, że najważniejszy prywatny nadawca, RMF, należy do niemieckiego koncernu Bauer, a ten posiada ponadto ogromną część rynku kolorowych czasopism i znaczne wpływy w internecie. Podobną siłę ma na rynku medialnym ZPR, właściciel sieci kilkudziesięciu rozgłośni Eska, gazety codziennej „Super Express” i 4 stacji telewizyjnych. KRRiT bez słowa protestu udzieliła temu koncernowi koncesji na telewizyjnych multipleksach!

Odpowiedź jest niby prosta: prawo na to pozwala. Z tego powodu nie słyszałem zatroskania KRRiT, gdy Agora, wydawca „Gazety Wyborczej”, znacznie zwiększyła sieć rozgłośni TOK FM należącej do Agory. W nagrodę KRRiT przyznała im 2 stacje telewizyjne na multipleksie 8: Stopklatkę i Kiwi TV. Na tym samym multipleksie KRRiT umieściła program telewizji Zoom, redagowany przez potentata internetowego – Onet. A kto jest właścicielem Onetu? Niemiecko-szwajcarska spółka Ringer Axel Springer, ta sama, która wydaje gazetę „Fakt” i tygodnik „Newsweek”.

A czy jest prawdą, że Liberty Global, amerykański właściciel sieci telewizji kablowej UPC, główny operator na naszym rynku kablowym, ma zakupić Multimedia Polska? Dzięki tej transakcji liczba klientów UPC wzrośnie do 2 milionów 200 tysięcy. To połowa wszystkich gospodarstw domowych korzystających ze wspomnianej formy płatnej telewizji.

I drugie pytanie w kwestii niebezpiecznej koncentracji na rynku mediów: czy sprywatyzowana za rządów Platformy Obywatelskiej spółka Ruch, jeden z 3 największych dystrybutorów prasy (poprzez sieć kiosków) w Polsce, zostanie sprzedana niemieckiemu koncernowi Axel Springer?

Ktoś powie, że czepiam się KRRiT, że przecież to nie ona, tylko UOKiK ma decydujące zdanie o tym, czy jakiś koncern zaczyna niebezpiecznie dominować w mediach. To prawda, ale koncesje przydziela i kontroluje Krajowa Rada. To ona niejako odpowiada za polskich odbiorców mediów, często nieświadomych faktu, że korzystają z informacji, rozrywki i edukacji dostarczanej już wyłącznie przez kogoś, kto kieruje biznesem z Berlina czy z Nowego Jorku.

Znowu dopowiem, że firmy Bauer, Axel Springer czy Verlagsgruppe Passau sprzedają w Polsce setki milionów kolorowych czasopism rocznie. Kierują także mediami elektronicznymi: Bauer posiada portal internetowy Interia, z którego miesięcznie korzysta 17 milionów użytkowników, 20 milionów osób korzysta z portalu internetowego Onet, którego właścicielem jest Ringer Axel Springer. Strony internetowe niemieckiej Polska Press odwiedza 15 milionów użytkowników. Najwięksi dostarczyciele płatnej telewizji to Cyfrowy Polsat z 3,5 miliona klientów, satelitarny nc+ (właściciel większościowy – francuski koncern Vivendi) z ponad 2 milionami odbiorców oraz wspomniany operator kablowy UPC. Do tej trójki rocznie wpływa od widzów kwota ponad 6 miliardów zł, 70% przychodów całej płatnej telewizji. Wniosek: obcy kształtują nasze gusty i opinie, reklamują własne firmy, ściągają miliardy złotych z polskiego rynku.

Prawo zabrania bycia nadawcą i sprzedawcą płatnej telewizji, a także usług internetowych. Ale wszystko można obejść. I tak się robi. Jakże inaczej jest w wielu krajach Zachodu: we Francji, Niemczech, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, a nawet znanych ze skrajnie wolnorynkowego podejścia Stanach Zjednoczonych. U nas praktycznie nie istnieją żadne bariery zapobiegające łączeniu kapitału telewizji, radia, prasy oraz internetu. Nie ma żadnych barier dla dominacji w mediach obcego kapitału. Tymczasem posiadanie przez jedną osobę lub firmę wielu mediów w większości krajów jest odbierane jako poważne zagrożenie. We wspomnianych krajach są przepisy zabraniające koncentracji kapitału w środkach społecznego przekazu, co jest traktowane jako sposób na ochronę swej suwerenności. To są przepisy wymierzone przeciwko ponadnarodowym korporacjom. Czy nasze państwo i w tej dziedzinie nie powinno zmienić polityki, by skutecznie bronić swej medialnej suwerenności? Może już czas skończyć z sytuacją, w której nasze państwo jest traktowane jako półkolonia. Z tego powodu uważam, że KRRiT za mało uwrażliwiała odbiorców na ten problem, co więcej – przykładała rękę do nadmiernej koncentracji mediów zagranicznych na naszym rynku.

Jak bardzo mijamy się w ocenie mediów publicznych z przewodniczącym Janem Dworakiem, świadczy jego krytyka projektu mediów narodowych. Widzi on w tym wyłącznie upartyjnienie, tymczasem celem jest umocnienie mediów publicznych jako własności całego narodu. Chcemy zapewnić im nie tylko niezależność prawną, lecz także bezpieczeństwo finansowe, czyli lepszą ściągalność abonamentu. I tu widziałbym kolejne zaniechanie członków KRRiT. Owszem, robiono wszystko, aby poprawić ściągalność zadłużenia w płaceniu abonamentu, ale nie zrobiono niczego, aby zdopingować ustawodawcę do zmiany jego poboru. Przez 6 lat słyszeliśmy, że trwa praca nad ustawą abonamentową. W ciągu całej kadencji KRRiT, mając większość w Sejmie, rząd i prezydenta, nie zrobiła nic, aby sytuację poprawić. To jest najważniejszy argument, aby głosować za odwołaniem KRRiT.

Podsumowując, albo KRRiT nie spełniała swojej roli, albo jednak ma ograniczony wpływ na media publiczne, skoro dochodziło do procesów degradacji tych mediów. Dlatego czas na dobrą zmianę.

Przemówienie senatora Czesława Ryszki w dyskusji nad punktem 13. porządku obrad

Przemówienie senatora Czesława Ryszki w dyskusji nad punktem 13. porządku obrad

Panie Marszałku! Wysoka Izbo!

Wprowadzenie podatku od hipermarketów, tak jak wprowadzenie podatku bankowego, Prawo i Sprawiedliwość zapowiadało w kampanii wyborczej. Spotkało się to z dużym poparciem Polaków, a zwłaszcza polskich kupców, polskich firm handlowych, które do tej pory nie miały żadnej możliwości konkurowania z zagranicznymi sieciami handlowymi, z tzw. sklepami wielkopowierzchniowymi. Nie muszę przypominać, że handel w Polsce zdominowały i zabetonowały zagraniczne sieci: Biedronka, Tesco, Auchan, Lidl, Kaufland, Carrefour czy Eurocash. Choć mamy kilka polskich sieci handlowych, to są one malutkie.

Nie stało się to nagle. Dość wspomnieć, że w latach 2008–2014 ze 100 tysięcy działających w Polsce małych sklepów z rynku zniknęło ich ponad 25 tysięcy. Dzieła zniszczenia dokonała nieodpowiedzialna i destrukcyjnie wpływająca na polski handel polityka PO, która w różny sposób promowała kapitał zagraniczny. Jaskrawym przykładem był protest kupców w 2008 r. przeciwko zabijaniu polskiego handlu. Wtedy w Warszawie przed Pałacem Kultury i Nauki siłą usunięto z placu Defilad ponad 2 tysiące kupców. Byli pałowani i traktowani gazem łzawiącym przez wynajętych przez warszawski ratusz ochroniarzy. Ich miejsce zajęli giganci z zagranicy: sieci dyskontów, twardych franczyz i hipermarketów.

Jak donosi portal Money.pl, roczne obroty portugalskiej Biedronki, największej sieci dyskontowej w Polsce (ponad 2,6 tysiąca sklepów), przekraczają 35 miliardów zł (te obroty są dwa razy większe niż wydatki polskiego państwa na przedszkola, szkoły i uniwersytety razem wzięte). Roczne obroty portugalskiego Eurocashu, największego operatora franczyzowego w Polsce (12,7 tysiąca sklepów), to 16,9 miliarda zł. Roczne obroty francuskiego Auchan, największej w Polsce sieci hipermarketów (62 sklepy wielkopowierzchniowe), to 7,7 miliarda zł.

Dla porównania, najlepsze pod względem obrotów polskie sieci to PPHU Specjał, generujący w skali roku 7,7 miliarda zł, oraz Polomarket – 3,8 miliarda zł. Cała reszta to zwykli sklepikarze – drobnica, która w starciu z zagranicznymi sieciami nie ma najmniejszych szans.

Ustawa, o której mówimy, wprowadza nową daninę publiczną do polskiego systemu podatkowego, dodam: poddaną wcześniej szerokim konsultacjom społecznym. To prawda, że jej głównym celem jest zwiększenie dochodów podatkowych do budżetu państwa, przeznaczonych na finansowanie np. programu „Rodzina 500+”. Ale liczymy także na odwrócenie negatywnego trendu, jakim jest stałe zmniejszanie się liczby małych sklepów stanowiących niejednokrotnie wyłączne źródło utrzymania polskich rodzin.

Jaki to będzie podatek? Przedmiotem opodatkowania jest przychód ze sprzedaży. Podstawę opodatkowania stanowi osiągnięta w danym miesiącu nadwyżka ze sprzedaży ponad kwotę 17 milionów zł. Obowiązek podatkowy powstaje z chwilą osiągnięcia przychodu przekraczającego 17 milionów zł i dotyczy przychodu powyżej tej kwoty osiągniętego od tej chwili do końca miesiąca. Dwie stawki podatku to stawka 0,8% dla podstawy opodatkowania do 170 milionów zł i stawka 1,4% dla podstawy opodatkowania stanowiącej nadwyżkę ponad kwotę 170 milionów zł. Do przychodu nie będzie się wliczało należnego podatku od towarów i usług. Ustawa przewiduje wyłączenie z opodatkowania przychodów z odpłatnego zbycia materiałów energetycznych, takich jak gaz ziemny, energia elektryczna, ciepło, woda dostarczane do konsumentów za pośrednictwem sieci dystrybucyjnych, paliwa stałe, gaz w butlach używany do celów opałowych oraz olej opałowy. Ponadto przewiduje się wyłączenie z opodatkowania sprzedaży leków, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych refundowanych lub finansowanych w całości lub w części z budżetu państwa. Ustawa nie przewiduje opodatkowania sprzedaży dokonywanej przez internet. Ustawa wejdzie w życie z dniem 1 sierpnia 2016 r. Rząd szacuje, że wpływy brutto z tytułu podatku od sprzedaży detalicznej wyniosą w 2016 r. ok. 630 milionów zł, a wpływy netto, tj. pomniejszone o ubytek dochodów z tytułu podatków dochodowych PIT i CIT, ze względu na kosztowy charakter podatku oszacowano na ok. 510 milionów zł. W skali roku wpływy brutto należy oszacować na ok. 1,9 miliarda zł, zaś wpływy netto – na 1,5 miliarda zł.

Należy dopowiedzieć, że wprowadzany podatek to dopiero pierwszy krok na drodze uzdrowienia polskiego handlu detalicznego, aby wyglądał tak, jak chociażby w Niemczech, we Francji, w Wielkiej Brytanii, Holandii, całej Skandynawii czy we Włoszech. Tam od dawna rynkiem niepodzielnie rządzą narodowe sieci do spółki z małymi sklepikami. W tych krajach rządy po prostu pielęgnują kapitał własny.

Opozycja skrytykowała nowy podatek, twierdząc, że, po pierwsze, łamie zasady konstytucji dotyczące równego traktowania podmiotów gospodarczych, a po wtóre, sprzedawcy przerzucą koszty podatku na klientów, podwyższając ceny bądź żądając od dostawców obniżenia cen. Być może i tak będzie, ale to Polacy wskazali nam potrzebę takich zmian legislacyjnych, aby obłożyć podatkiem wielkie sieci, które przez lata cieszyły się przywilejami podatkowymi, nierzadko traktując nasz kraj i zatrudnionych pracowników jako półkolonię, drenując ich zdrowie i siły za marną pensję. Podatek nie jest więc wymysłem polityków Prawa i Sprawiedliwości, czymś oderwanym od rzeczywistości. Konkretnie, tym podatkiem sklepowym chcemy bodaj częściowo wyrównać gigantyczne dysproporcje między polskimi drobnymi handlowcami a sieciami zagranicznymi, licząc na to, że choć trochę wyhamujemy postępującą degradację polskiego handlu.

O ile mi wiadomo, zdecydowana większość handlowców jest z obecnego kształtu tego podatku zadowolona. Progresja spełnia założenia wyrównania szans. Nie dziwię się, że krytycznie oceniła projekt ustawy Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji, reprezentująca interesy zagranicznych koncernów. Jeśli jednak sieci zagraniczne potrafią wydać na reklamę trzy razy więcej niż wynosi wysokość odprowadzanych podatków, ufam, że zrozumieją potrzebę daniny dla kraju, z którego transferują do swoich krajów miliardy polskich złotych. Nie zawsze zgodnie z prawem.

Przemówienie senatora Roberta Mamątowa w dyskusji nad punktem 13. porządku obrad

Przemówienie senatora Roberta Mamątowa w dyskusji nad punktem 13. porządku obrad

Panie Marszałku! Wysoka Izbo!

Na polskim rynku funkcjonują zarówno mikroprzedsiębiorcy operujący na rynku lokalnym, jak i wielkie sieci handlowe posiadające tysiące punktów sprzedaży w skali całego kraju. Liczba sklepów w Polsce wzrasta, co za tym idzie, sukcesywnie zwiększa się wartość sprzedaży detalicznej.

Formy prawne prowadzenia działalności gospodarczej w zakresie handlu detalicznego w Polsce mają zróżnicowany charakter.

6 lipca 2016 r. Sejm uchwalił ustawę o podatku od sprzedaży detalicznej.

Głównym celem tej ustawy jest zwiększenie dochodów podatkowych budżetu państwa przeznaczonych na finansowanie wydatków budżetowych wynikających z realizacji programu pomocy państwa w wychowywaniu dzieci „Rodzina 500+”, jako stanowiących jedno ze źródeł jego finansowania, oraz uzyskanie dodatkowych dochodów w celu wyrównania uszczerbku budżetowego, który powstaje w wyniku stosowania praktyk optymalizacyjnych dotyczących podatku dochodowego od osób prawnych.

Posłowie zdecydowali o przesunięciu terminu wejścia w życie ustawy z 1 sierpnia na 1 września 2016 r. Przy założeniu, że podatek będzie obowiązywał od 1 sierpnia, dochody z niego rząd szacował na ok. 630 milionów zł brutto i ok. 510 milionów zł netto. Na 2017 r., gdy podatek będzie obowiązywał cały rok, rząd szacuje wpływy z niego na 1,9 miliarda zł brutto.

Zgodnie z przyjętą przez Sejm ustawą o podatku od sprzedaży detalicznej:

– przedmiotem opodatkowania będzie miesięczny przychód ze sprzedaży detalicznej, czyli sprzedaży dokonywanej na rzecz konsumentów (osób fizycznych nieprowadzących działalności gospodarczej oraz rolników ryczałtowych);

– podatnikami będą sprzedawcy detaliczni (tj. osoby fizyczne, osoby prawne, spółki cywilne, jednostki organizacyjne nieposiadające osobowości prawnej dokonujące sprzedaży detalicznej);

– podstawę opodatkowania stanowić będzie osiągnięta w danym miesiącu nadwyżka przychodów ze sprzedaży detalicznej ponad kwotę 17 milionów zł (kwota wolna od opodatkowania wyniesie zatem 17 milionów zł miesięcznie) – przy czym przychód ze sprzedaży detalicznej nie obejmuje należnego podatku VAT;

– obowiązek podatkowy powstanie z chwilą osiągnięcia w danym miesiącu przychodu przekraczającego 17 milionów zł i dotyczył będzie przychodu powyżej tej kwoty osiągniętego od tej chwili do końca miesiąca;

– podatek będzie miał charakter progresywny – wprowadzone zostaną dwie stawki i dwa progi podatkowe: 0,8% od przychodu między 17 milionów zł a 170 milionów zł miesięcznie i 1,4% od przychodu powyżej 170 milionów zł miesięcznie.

Przyjęta przez Sejm ustawa nie przewiduje opodatkowania sprzedaży przez internet ani nie zawiera szczególnych rozwiązań dotyczących sprzedawców działających w ramach sieci handlowych czy w ramach franczyzy.

Ustawa o tzw. podatku od marketów budziła od początku dużo emocji.

Według oceny rzeczniczki prasowej Polskiej Izby Handlu zmiany będą miały pozytywny skutek dla rynku, co spowoduje wyrównanie szans mniejszych firm w starciu z większymi. Pani rzecznik PIH nie sądzi, by ceny dla klientów sklepów wzrosły. Zwiększenie konkurencyjności małych podmiotów nie powinno skutkować podniesieniem cen w większych sklepach.

Na zakończenie chciałbym zdecydowanie podkreślić, że celem ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej jest zbliżenie zasad funkcjonowania małych osiedlowych sklepów i dużych sieci handlowych. Istniejące dotąd dysproporcje w podatkach powodowały bowiem, że rodzinne sklepiki znikały z rynku, a wielkie sieci handlowe się rozrastały. Dziękuję.