Narzędzia:

Posiedzenie: 75. posiedzenie Senatu RP VIII kadencji, 1 dzień


20 i 21 maja 2015 r.
Przemówienia z dnia następnego

Przemówienie senatora Czesława Ryszki w dyskusji nad punktem 1. porządku obrad

Przemówienie senatora Czesława Ryszki w dyskusji nad punktem 1. porządku obrad

Panie Marszałku! Wysoka Izbo!

To nie tylko moje zdanie, że postulat wprowadzenia jednomandatowych okręgów to temat zastępczy tej kampanii wyborczej.

Przypomnę, że zaraz po ogłoszeniu wstępnych wyników pierwszej tury wyborów urzędujący prezydent Bronisław Komorowski przedstawił swoją propozycję dla dwudziestoprocentowego elektoratu Pawła Kukiza głosującego za wprowadzeniem JOW. Następnego dnia prezydent skierował wniosek o przeprowadzenie referendum do senackich komisji, aby zarekomendowały go Senatowi, a ten wyraził zgodę na przeprowadzenie referendum. We wniosku o referendum prezydent Bronisław Komorowski chciałby zapytać obywateli, między innymi, o opinię w sprawie zmian w ordynacji wyborczej oraz w systemie podatkowym, a konkretnie w sprawie jednomandatowych okręgów wyborczych, czyli tak zwanych JOW, likwidacji finansowania partii z budżetu państwa oraz zmian w systemie podatkowym, wprowadzających zasadę rozstrzygania wątpliwości prawnych na korzyść obywatela. Proponowany termin referendum to 6 września.

Problem w tym, że prezydent okazuje się nieco niedouczony co do swoich obowiązków. Przypomnę, że niedawno mówił w radiu: „Prezydent z mocy konstytucji nie podpisuje budżetu, nie ma prawa go wetować. Jeżeli kandydaci tego nie wiedzą i opowiadają bajki, jakby kandydowali na premiera, to jest to element kompromitacji politycznej”. Co w takim razie z art. 224 Konstytucji RP, który mówi wyraźnie, że: „Prezydent Rzeczypospolitej podpisuje w ciągu siedmiu dni ustawę budżetową albo ustawę o prowizorium budżetowym, może też zwrócić się do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie jej konstytucyjności”. Czyżby to nie on podpisywał ustawę budżetową już pięć razy?

Na czym polega niekonstytucyjność wniosku w sprawie JOW? Otóż wniosek ten jest przedwczesny, ponieważ najpierw należałoby zmienić konstytucję, a dopiero potem wnosić o referendum w tej sprawie. Po prostu nie można na podstawie art. 125 konstytucji zarządzać referendum w sprawie, która jest sprzeczna z jej przepisami.

Pytanie: jak Senat RP miałby prawnie umotywować postanowienie o zarządzeniu referendum w punkcie dotyczącym JOW, skoro jest to sprzeczne z konstytucją?

Niektórzy konstytucjonaliści mówią już o delikcie konstytucyjnym, a nawet o możliwości postawienia prezydenta przed Trybunałem Stanu. Jeśli więc Senat poprze wniosek prezydenta o referendum w sprawie JOW, to odbędzie się ono z naruszeniem Konstytucji RP.

Co do terminów: nawet gdyby udało się wcześniej zmienić Konstytucję RP większością co najmniej 2/3 głosów i utworzyć JOW, to i tak najbliższe wybory musiałyby się odbyć zgodnie ze starą formułą – zasadą proporcjonalności, Trybunał Konstytucyjny mówi bowiem jednoznacznie, że vacatio legis w przypadku zmian w prawie wyborczym powinno wynosić co najmniej sześć miesięcy w stosunku do daty zarządzenia wyborów. JOW mogłyby więc obowiązywać dopiero od następnych wyborów.

I jeszcze słowo o JOW. Nie jestem przeciwnikiem jednomandatowych okręgów wyborczych, nie jestem przeciw wyborcom Pawła Kukiza, który z wprowadzenia JOW uczynił swój sztandarowy postulat. Przypomnę jednak skład Senatu RP, wybieranego od bieżącej kadencji właśnie w JOW. Liczą się w Senacie tylko dwie partie: PO – 61 senatorów, PiS – 31. Nic się nie zmieniło w Senacie po wprowadzeniu JOW. Partia, która wygrała wybory do Sejmu, wygrała je także w Senacie.

Podobnie jest w krajach, gdzie istnieją tylko jednomandatowe okręgi – one absolutnie nie odpartyjniają polityki, ale premiują polityczne potęgi. Przykładem może być Wielka Brytania, gdzie odbyły się wybory parlamentarne, w których każdego z sześciuset pięćdziesięciu przedstawicieli Izby Gmin wybierano właśnie w takich okręgach w systemie zwanym first-past-the-post, czyli pierwszy na mecie. Mówiąc najprościej, kandydat, który w danym okręgu zdobędzie najwięcej głosów, otrzymuje z danego okręgu mandat; reszta pretendentów przepada. Innymi słowy, zwycięzca bierze wszystko. Jak się okazało, ten system jest bardzo niereprezentatywny, ogromna liczba oddanych głosów zmarnowała się. Ultrakonserwatywna Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, UKIP, zdobyła 12,6% głosów i była trzecią najczęściej wybieraną opcją polityczną, ale w nowej Izbie Gmin ma zaledwie jednego reprezentanta. Nawet gdyby połączyć głosy oddane na UKIP z głosami oddanymi na Zielonych, to okazałoby się, że razem otrzymały nieco ponad pięć milionów głosów, czyli więcej niż połowę tego, co zdobyła Partia Pracy. Pomimo tego UKIP i Zieloni mają razem dwóch posłów, a laburzyści – dwustu trzydziestu dwóch. Szkocka Partia Narodowa, SNP, otrzymała 1,4 miliona głosów i ma obecnie w Westminsterze pięćdziesięciu sześciu posłów, a liberalni demokraci, którzy zebrali o milion głosów więcej, wprowadzą do parlamentu czterdziestu ośmiu przedstawicieli mniej. Obie partie razem uzyskały mniej więcej tyle samo głosów co UKIP, co daje im ponad sześćdziesiąt miejsc w Izbie Gmin, choć UKIP ma tylko jedno.

Wniosek: JOW nie są lekarstwem na złamanie monopolu głównych partii, wprost przeciwnie – w Wielkiej Brytanii ten system wyborczy premiuje dwie największe partie, które nierzadko rządzą na przemian. Podobnie jest w przypadku Kongresu USA, kanadyjskiej Izby Gmin oraz Izby Ludowej w Indiach.

Konkludując: błyskawiczny wniosek prezydenta o referendum w sprawie JOW jest czysto polityczną zagrywką i nie ma nic wspólnego z wyjściem naprzeciw oczekiwaniom wyborców, którzy żądają zmiany na polskiej mapie politycznej.