Narzędzia:
Posiedzenie Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą (nr 73) w dniu 11-12-2018
Uwaga! Zapis stenograficzny jest tekstem nieautoryzowanym

Zapis stenograficzny

– posiedzenie Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą (73.)

w dniu 11 grudnia 2018 r.

Porządek obrad:

1. Sprawozdanie senatora Artura Warzochy z udziału w Polsko-Ukraińskim Młodzieżowym Festiwalu Sztuki Wizualnej w Zaporożu, w obchodach 100-lecia Odzyskania przez Polskę Niepodległości odbywających się w Energodarze na Ukrainie oraz w IV Forum Młodych Polaków w Iwano-Frankiwsku na Ukrainie.

2. Sprawozdanie senatora Ryszarda Bonisławskiego z udziału delegacji Marszałka Senatu w jubileuszu 10-lecia Szkoły Polskiej im. Janusza Korczaka w Reykjaviku.

3. Sprawozdanie senatora Roberta Gawła z udziału w obchodach 100-lecia Odzyskania przez Polskę Niepodległości oraz w I Kongresie Edukacji Polonijnej w Belfaście.

4. Sprawozdanie senatora Jana Żaryna z udziału w spotkaniach z Polonią w ramach obchodów 100-lecia Odzyskania przez Polskę Niepodległości odbywających się w Oslo oraz w Fredrikstad w Norwegii, w Aarhus w Danii i w Sztokholmie.

(Początek posiedzenia o godzinie 14 minut 05)

(Posiedzeniu przewodniczy przewodnicząca Janina Sagatowska)

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

Rozpoczynamy posiedzenie komisji.

Jesteśmy tu dzisiaj razem. Chcielibyśmy, tak jak zaproponowaliśmy w porządku, przedstawić kilka sprawozdań z wyjazdów do Polonii i Polaków na świecie. Panowie senatorowie, państwo senatorowie zawsze głęboko przeżywają każdy wyjazd, bo tam bez emocji nie można rozmawiać i dostrzegać tego, co Polacy tam robią. Wszyscy przeżywamy takie wyjazdy. Wiem, że są różne spostrzeżenia, wnioski. Trzeba się nimi dzielić, żeby ewentualnie wcielać to później w życie, włączać do naszych prac, a szczególnie w politykę, jaką możemy czynić przez narzędzie, jakie mamy, czyli przez budżet zgromadzony w Senacie. Widząc to wszystko, co się robi w różnych miejscach świata, od wschodu po zachód, od północy po południe, możemy tu kształtować postawy, wpływać na takie czy inne postawy polonijne, czyli niejako kreować tę politykę polsko-polonijną. Wyjazdy temu służą i bardzo temu pomagają. I wszyscy wiemy o tym, obojętnie, co kto o tym mówi, jak wielkie jest znaczenie takich wyjazdów, szczególnie dla Polaków, którzy czekają na każdą wizytę z ojczyzny, żeby powiedzieć, że tam są, że myślą o Polsce i że robią to, co mogą.

Jeśli chodzi o przedstawiony porządek, to chciałabym zaproponować państwu pewną zmianę. Proponowałabym jako punkt pierwszy rozpatrzyć punkt czwarty, czyli sprawozdanie pana senatora profesora Jana Żaryna. Proponowałabym, abyśmy omówili to w pierwszej kolejności, dlatego że pan senator ma też inne posiedzenie komisji, inne wydarzenie. Tak że teraz byśmy go wysłuchali. A to są ważne rzeczy, mianowicie sytuacja Polonii w Skandynawii w ogóle, czy to w Danii, w Norwegii, czy w Szwecji. Tam za często nie jeździmy, a dzieją się różne ważne rzeczy, zresztą tak jak wszędzie. Tak że poprosimy. Jest też oczywiście punkt ostatni, piąty, czyli sprawy różne. Jeżeli tu się nie zmieścimy, to może w sprawach różnych ktoś zechce podzielić się spostrzeżeniami z jakiegoś wyjazdu czy dotyczącymi jakiejkolwiek innej sprawy, która wiąże się z naszą działalnością.

Punkt 4. porządku obrad: sprawozdanie senatora Jana Żaryna z udziału w spotkaniach z Polonią w ramach obchodów 100-lecia Odzyskania przez Polskę Niepodległości odbywających się w Oslo oraz w Fredrikstad w Norwegii, w Aarhus w Danii i w Sztokholmie

Proszę, Panie Profesorze, Panie Senatorze, o przedstawienie sprawozdania z udziału w spotkaniach z Polonią skandynawską, najogólniej to tak ujmę.

Proszę bardzo.

Senator Jan Żaryn:

Bardzo dziękuję, Pani Przewodnicząca. Bardzo dziękuję też za zmianę kolejności rozpatrywania punktów i przepraszam wszystkich, którzy przybyli w związku z punktami teraz od drugiego począwszy, ale rzeczywiście mam za chwilę w Sali Kolumnowej konferencję, którą nieopatrznie zorganizowałem niemal w tym samym czasie.

Chciałbym krótko przedstawić sprawozdanie ze swoich 3 wizyt w państwach skandynawskich: w Norwegii na początku października 2018 r., następnie w listopadzie w Danii i na początku grudnia, w pierwszych dniach grudnia w Szwecji. Te wszystkie wyjazdy miały pewne wspólne cechy. Do Danii i do Norwegii zostałem zaproszony przez tamtejsze Kluby Gazety Polskiej. W Norwegii prezesem Klubu Gazety Polskiej jest pan Grzegorz Schiele. Wraz z małżonką Norweżką przyjmowali mnie, także u nich mieszkałem i w związku z tym poznawałem też życie norweskie, bo miałem spojrzenie na Norwegię z dwóch stron. Z kolei w Danii prezesem Klubu Gazety Polskiej jest pan Piotr Wysocki, stoi na wysokości swojego imienia i nazwiska, że tak powiem, i kontynuuje tradycje niepodległościowe na tamtym terenie.

(Wypowiedź poza mikrofonem)

No, nie ta sama postać, rzecz jasna, powstania nie próbuje wzniecić.

Z kolei do Sztokholmu zostałem zaproszony przez OPON, tamtejszą strukturę federacyjną organizacji polonijnych, a konkretnie przez głównego członka tegoż OPON, czyli Kongres Polaków w Szwecji i pana prezesa Górczyńskiego. Każda z tych 3 wizyt miała swoją własną dynamikę, ale temat de facto był wspólny, to jest drugie podobieństwo, mianowicie byłem tam zapraszany zarówno jako senator Rzeczypospolitej, jak i jako historyk, ponieważ był to – i jest nadal – rok 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Głównym punktem programu była próba prezentowania przeze mnie tematu „Polska odrodzona”. To były cechy wspólne, ale oczywiście każda z tych wizyt miała swoją własną dynamikę.

Chcę się z państwem podzielić kilkoma uwagami, bo – tak jak pani przewodnicząca powiedziała – wrażeń z takich wyjazdów zawsze jest masa i jest to wspaniała nauka dla nas jako senatorów. Nie o wszystkim chcę powiedzieć, wybrałem pewne wątki, żeby też nie zagadać państwa.

Jeśli chodzi o Norwegię, to mój program obejmował dni 3 i 4 października. Pierwszego dnia byłem w Oslo. Przy kościele polskim św. Olafa jest sala wynajmowana przez różne polskie organizacje i tam miałem spotkanie z Polakami. Dzisiaj chciałbym państwu powiedzieć o 2 kwestiach. Pierwsza rzecz dotyczy postaci bardzo wspaniałej i pięknej, a mam wrażenie, że w Polsce nieznanej. Ja miałem to szczęście, że tego pana poznałem jeszcze w końcu lat osiemdziesiątych. To jest pan Bogdan Strażyński, który jest długoletnim organistą w kościele polskim w Oslo, a jednocześnie od 1987 r. do 2003 r. wydawał pismo pt. „Kronika”, pismo religijno-patriotyczne wydawane na terenie Norwegii dla tamtejszej Polonii. Miałem to szczęście, że go rozpoznałem jako osobę bardzo ciekawą już pod koniec lat osiemdziesiątych. On wtedy wraz z moim późniejszym przyjacielem przez długie lata, panem Zbigniewem Tyszką, był bardzo mocno zaangażowany w Caritas Norge, czyli w pomoc charytatywną na rzecz Polski. Zarówno Zbyszek Tyszko, jak i Bogdan Strażyński należą do pokolenia „Solidarności”, działaczy, którzy znaleźli się w Norwegii bądź z racji dramatycznych represji, które ich spotkały tutaj, w kraju, to konkretnie dotyczy pana Zbigniewa Tyszki, bądź właśnie z racji wyboru, wynikającego może z innych, prywatnych spraw, ale wyboru, który także owocował zaangażowaniem się tych ludzi, środowiska „Kroniki” norweskiej w udzielanie pomocy polskim rodzinom na terenie kraju.

W latach osiemdziesiątych ja byłem związany z taką grupą nauczycieli przy Studium Kultury Chrześcijańskiej na Solcu i byliśmy beneficjentami tych darów. Dlatego bardzo chciałem pana Bogdana spotkać. Odbyliśmy długą rozmowę. To jest wybitnie skromna postać, nigdy w życiu sam nie wystąpi o żaden order, a uważam, że to jest jedna z takich osób, które państwo polskie powinno uhonorować. Bardzo bym się cieszył, gdybyśmy jako komisja po przedstawieniu przeze mnie, dłuższym, rzecz jasna, jego życiorysu i osiągnięć mogli ewentualnie wspólnie wystąpić czy do pana prezydenta, czy gdzieś, gdzie należy, z wnioskiem o takie odznaczenie. Jak mówię, jest to bardzo, bardzo skromny człowiek i bardzo zasłużony dla spraw polskich, a jednocześnie polonijnych, bo „Kronika” to było pismo adresowane przede wszystkim do ludzi przychodzących tam do kościoła polskiego. Ja miałem szczęście z nim współpracować, zamieszczałem tam swoje artykuły, ale to już jest rzecz mniej istotna. Istotne jest to, że to jest jeden z takich działaczy polonijnych gromadzących wokół siebie wiele, wiele osób, a jednocześnie stojący bardzo na uboczu.

Teraz drugi wątek, który chciałbym poruszyć. Mianowicie na to spotkanie z ramienia ambasady polskiej przyjechał pan konsul, pan Sławomir Kowalski, który reprezentował ambasadę i który należy – tak to zrozumiałem, wyczytałem także na jego temat – do czołówki polskich konsulów zajmujących się Polonią czy Polakami poza granicami kraju. Został on bodaj w 2016 r. odznaczony nagrodą imienia śp. Andrzeja Kremera „Konsul Roku”. Został odznaczony za konkretną rzecz, która nadal w Norwegii jest jak najbardziej aktualna, i całe nasze spotkanie, mniej lub bardziej formalne, dotyczyło właśnie tej bardzo poważnej kwestii. Otóż według jego wyliczeń dziś, to są dane z roku 2018, jest 200 przypadków – to nie jest incydentalna kwestia, tylko poważna sprawa – podkreślam, 200 przypadków prób, na ogół niestety skutecznych, odebrania przez norweską instytucję socjalną polskich dzieci od polskich rodziców. Chciałbym, żeby tutaj, podczas tego posiedzenia komisji zostało to wyartykułowane. Z jednej strony trzeba wyrazić wdzięczność za starania pana Kowalskiego, za to, że próbuje konkretnym polskim rodzinom dotkniętym tymi tragediami pomóc, i oby tak się zachowywali wszyscy, którzy mają na barkach swoich tego typu konieczną posługę, z drugiej strony trzeba wskazać, że według jego relacji – nie chcę zagłębiać się w szczegóły, bo być może przede wszystkim MSZ powinno to dyplomatycznie załatwiać – ewidentnie państwo norweskie łamie prawa, których przestrzeganie to państwo podpisywało, podobnie jak my, i łamie je w imię czegoś, co generalnie nazywamy poprawnością polityczną. Tyle że, jak się okazuje, ta poprawność ma bardzo niejedno imię. I próba wykorzystywania prawa do tego, żeby działać niezgodnie z podstawowym prawem, czyli prawem mówiącym o tym, że niezależnie od tego, czy ktoś jest Norwegiem, Polakiem, Murzynem, Indianinem, czy kimkolwiek, to ma być traktowany równo, takie są prawa europejskie i światowe, przynajmniej tam, gdzie one są respektowane… Tutaj w tej kwestii Polska i Polacy są traktowani tak, jakby byli z innej planety bądź niegodni miana człowieka. To było bardzo ważne spotkanie, bardzo dużo się od pana konsula nauczyłem i widziałem, że jest to osoba na właściwym miejscu.

Potem, drugiego dnia byłem w Fredrikstad, w małej miejscowości i małej społeczności polskiej. Jest to jeden z przykładów – o tym będę mówił za chwilę, opowiadając o Danii – gdzie społeczność polska nie ma praktycznie innego wiązadła, które by ją trzymało ze sobą, oczywiście poza dobrą wolą, a tym jedynym jest oczywiście kościół katolicki i miejscowy kapłan, który grupuje Polaków wokół świątyni. Kameralne spotkanie, bardzo ciekawe ze względu na to, że wszystko to były rodziny polskie, głęboko wierzące, katolickie, jednocześnie rodziny, które bardzo dobrze zaaklimatyzowały się w Norwegii i w tym niewielkim mieście, można powiedzieć, stanowią inteligencję norweską i polską równocześnie, co jest też pewnym dobrem europejskim.

W listopadzie z kolei byłem w Aarhus, w drugim co do wielkości, o ile pamiętam, mieście duńskim Jutlandii, czyli kolebki Danii, tego królestwa, z którym też mamy historyczne związki, począwszy od przełomu X i XI w., chrzest też przyjmowaliśmy w podobnych momentach historycznych. Zostałem tam zaproszony do świętowania setnej rocznicy odzyskania niepodległości. Znowu miałem 2 spotkania. Jedno było organizowane przez Klub Gazety Polskiej. Podczas tego spotkania doszło do incydentu, o którym chciałbym państwu powiedzieć, notabene napisałem o nim w jednym z ostatnich numerów tygodnika „Niedziela”, gdzie mam stałe felietony. Adresuję to przede wszystkim do pani i pana z Platformy Obywatelskiej, ponieważ uważam, że powinni państwo wiedzieć, kto, mam nadzieję, podszywa się także pod wasze ugrupowanie i zachowuje się – nie delikatnie mówiąc, tylko właściwie mówiąc – po chamsku. A chodzi o spotkanie, które miałem w Danii w kościele protestanckim. Tam Klub Gazety Polskiej wynajmuje salę, za darmo dostaje tę salę, protestanci jej użyczają, proszą jedynie o spokój, ciszę, tak aby nie było, rzecz jasna, żadnych zakłóceń. I tak było do tego momentu, kiedy podczas spotkania ze mną przyjechała dwójka osób. Najpierw rozłożyli oni białe róże, dawali je każdemu, oczywiście nikt temu nie przeszkadzał, a następnie, ponieważ nikt temu nie przeszkadzał, postanowili zacząć krzyczeć, wrzeszczeć, które to wrzaski skierowane były do mnie. Miałem być nazistą, faszystą, tym, którego nie wolno słuchać. Tak więc spytałem grzecznie, dlaczego mi przeszkadzają i czy mogliby mnie jednak nie obrażać, ale to nie skutkowało. Ostatecznie zostali wyproszeni. Wcześniej rozebrali się, pokazując koszulki z napisem „konstytucja”, mieli też jakiś wielki baner z takim napisem. Organizatorzy prosili, żeby opuścili to miejsce. Najsmutniejsze dla mnie było to, jak się później dowiedziałem, że jedna z tych osób jest nauczycielką, która uczy polskie dzieci na terenie Danii, konkretnie w Kopenhadze. Nie chcę tego traktować jako donosu, tylko jako pewnego rodzaju przykład tego, jak nie powinniśmy jako Polacy zachowywać się poza granicami kraju, gdzie możemy zostać odczytani, właściwie musimy zostać odczytani jako ludzie, którym nie można zawierzyć. Ten kościół protestancki, który użyczał sali, ci ludzie, o ile wiem, zostali dotknięci tym, że Klub Gazety Polskiej nie wypełnił warunku, a nie tym, że te osoby zachowywały się niegrzecznie. Jeżeli o to chodziło, to sukces olbrzymi.

Ale oczywiście niezależnie od tych przygód… Tak na marginesie, nie była to jedyna tego typu przygoda z moim udziałem, więc nie sądzę, żeby to były niezorganizowane rzeczy. Miałem też przyjemność uczestniczenia w Ostrołęce w wykładzie i obserwowałem dokładnie te same zachowania i ten sam sposób reagowania, więc myślę, że to jest jakaś reżyseria wykonana przez konkretne osoby, ale tworzona przez inne.

Drugie spotkanie było dużo, dużo ważniejsze i miało rzeczywiście charakter uroczysty. W Aarhus też jest polski kościół, choć nie jest on oficjalnie polski, są to jezuici, jest ich pięciu, w tym trzech Polaków, jeden Wietnamczyk i jeden Niemiec; jak widać, Duńczyków co niemiara. Ten kościół w Aarhus obchodził 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości, a konkretnie miejscowa społeczność katolicka przy tymże kościele właśnie pod wodzą m.in. Piotra Wysockiego, ale też innych osób, które włączone są w ten krwiobieg parafii, postanowiła ufundować nowy sztandar, który jest kopią utworzonego przez wcześniejsze pokolenie Polaków w Danii 80 lat czy 81 lat temu, w II Rzeczypospolitej, kiedy to kolonia polska w Aarhus ufundowała taki sztandar. On istnieje, tyle że jest zniszczony. W związku z tym dzisiejsze pokolenie postanowiło drugi raz ufundować sztandar. Zostało to wykonane w Polsce przez jedno ze zgromadzeń zakonnych żeńskich i bardzo ładne poświęcenie tego sztandaru nastąpiło w kościele. I znowu wniosek z tej uroczystości był taki, że to jest to miejsce, w którym Polacy naprawdę się spotykają. Kościół był pełen, było co najmniej kilkaset osób, bardzo piękna oprawa. Oczywiście były też przemówienia, ja w imieniu pana marszałka Senatu odczytałem jego list. Była też część artystyczna, wystąpił zespół Od Czapy znany z różnych działań, m.in. na rzecz honorowania powstańców warszawskich czy też żołnierzy wyklętych. Rzecz jasna, byli także przedstawiciele polskiej ambasady z panią ambasador, która miała bardzo piękne przemówienie, bardzo ładnie mówiła i bez wątpienia zostało to właściwie odczytane. I to, jeśli można, o Danii wszystko.

Trzecia wizyta to była wizyta w Sztokholmie w dniach 1 i 2 grudnia. Zostałem tam zaproszony, tak jak powiedziałem, przez Ośrodek Polskich Organizacji Niepodległościowych. Jest to na tamtym terenie największa polska organizacja. Według samych członków OPON mają oni oddziaływanie na mniej więcej 3 tysiące osób. Najbardziej znana w tej strukturze organizacja to Kongres Polaków w Szwecji, bardzo, bardzo zasłużona. Ja miałem kontakt z tym kongresem od wielu, wielu lat za pośrednictwem 2 osób, które już niestety nie żyją, a bardzo się przysłużyły do utrzymania ciągłości polskiej emigracji w Szwecji. Jedna z nich to był pan Bożysław Kurowski, który przyjechał tam w 1945 r. w ramach akcji Folke Bernadotte i UNRRA, i tam założył rodzinę. Jego córka była na tym spotkaniu w Sztokholmie, podczas którego przypominałem sylwetkę Bożysława Kurowskiego. Druga osoba, którą chcę wspomnieć, to poprzedni prezes Kongresu Polaków w Szwecji, pan Michał Bieniasz, artysta, malarz, grafik, człowiek pióra, bardzo dobrze w Szwecji się odnajdujący. Ożenił się z Estonką i dlatego Kongres Polaków w Szwecji w latach osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych, praktycznie do jego śmierci, także bardzo wspierał zarówno Polaków zamieszkałych w państwach bałtyckich, jak i te państwa wyzwalające się spod reżimu sowieckiego. Znowu postać, która nie zdążyła zaistnieć w szerszej przestrzeni publicznej, dlatego o niej mówię.

Chciałbym powiedzieć w tym przypadku o jednej tylko rzeczy, moim zdaniem najważniejszej, bo dużo się działo w tymże ośrodku. Najbardziej smutne było to, co się zadziało przeciwko temuż ośrodkowi. Mianowicie pod wpływem informacji, nazwijmy to neutralnie, szwedzka organizacja, która zajmuje się podziałem środków na rzecz struktur mniejszościowych, w tym przypadku mniejszości polskiej, odebrała OPON pieniądze na rok 2018 za prowadzenie miejsca, które jest ich od dawien dawna, czyli mieszkania w takiej ładnej czynszowej kamienicy. Jest podejrzenie, że ta informacja, która dotarła do szwedzkiej organizacji zajmującej się przydzielaniem środków… No na pewno nie pochodziła od OPON. Znowu mam niejasne wrażenie, że pochodziła od jakiegoś innego ośrodka polskiego. Ja w tej sprawie rozmawiałem tam z konkretną osobą, która reprezentowała „Nową Gazetę Polską”, i ta osoba odżegnywała się od twórczej działalności na rzecz donoszenia na konkurencję polonijną. Muszę w to oczywiście wierzyć, bo nie mam innych dowodów. W każdym razie twierdziła, że „Nowa Gazeta Polska” podała informację post factum, a nie przed, więc oni sami nie byli inicjatorami. Faktem jest, że pomówienie o rasizm i nacjonalizm Ośrodka Polskich Organizacji Niepodległościowych, bo taka była, proszę państwa, motywacja odebrania im tych środków, oparte było przede wszystkim na cytacie pana prof. Andrzeja Nowaka. Jeżeli więc Szwedzi nie rozumieją, kto jest pan prof. Andrzej Nowak, to oczywiście ja się im nie dziwię. Ale tego, dlaczego strona polska tam obecna, polonijna solidarnie nie wystąpiła na rzecz OPON, żeby bronić dobrego imienia Polaków, a w tym przypadku konkretnego, zasłużonego polskiego historyka, nie rozumiem. Co gorsza, ta organizacja szwedzka jest bardzo mocno, jak można domniemywać, uwikłana w tę poprawność polityczną, w ramach której nie można dyskutować na temat obcokrajowców, a szczególnie imigrantów z państw, z ośrodków pozaeuropejskich. Jest to oczywiście dobre prawo Szwecji, żeby ograniczać – bądź nie – wolność słowa, ale suwerenność państwa pozwala na to, najwyżej nazywamy takie państwo niedemokratycznym i wtedy jest to właściwa ocena, no, wolno im być niedemokratycznym, jak widać. W każdym razie niewątpliwie ważne jest to, żebyśmy my jako Polska byli wyczuleni na tego typu argumentację strony, państwa, które podejmuje decyzje skierowane przeciwko ośrodkom polonijnym, ponieważ my inaczej definiujemy demokrację i Polonia także inaczej definiuje demokrację. My jesteśmy gotowi do tego, żeby wewnątrz Polski – i środowiska polonijne o tym wiedzą – dyskutować na wszystkie możliwe tematy. My nie jesteśmy objęci taką poprawnością polityczną jak nasi partnerzy z Unii Europejskiej.

Stąd oczywiście mój apel, żebyśmy jako Senat też zdołali przypomnieć sobie o tej organizacji, o Ośrodku Polskich Organizacji Niepodległościowych, i o Kongresie Polaków w Szwecji, bardzo zasłużonym kongresie, który pamięta swoim istnieniem czasy drugiej wielkiej emigracji, tej wojenno-powojennej, i żebyśmy solidarnie z nimi byli w sytuacji, kiedy grozi im nie tylko utrata pieniędzy, ale też utrata ośrodka i utrata w związku z tym ważnych funduszy, potrzebnych do działania, m.in. do działania szkoły polskiej, która tam się znajduje, biblioteki, tego wszystkiego, co było od lat tworzone przez to pokolenie Polaków i poprzednie. To z mojej strony wszystko. Dziękuję bardzo.

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

Dziękuję.

Czy są ewentualnie pytania państwa senatorów do pana senatora?

(Senator Grażyna Sztark: Ja tylko…)

Tak. Proszę bardzo, Pani Przewodnicząca.

Senator Grażyna Sztark:

Ponieważ pan profesor wywołał nas do odpowiedzi, ja krótko odpowiem, nie wchodząc w meritum, bo możemy sobie usiąść i porozmawiać na te tematy, gdyż one oczywiście są ważne.

Moim zdaniem, tak jak już zresztą wcześniej mówiłam, nie wolno ani nikogo obrażać, ani nikomu przeszkadzać, bo na tym właśnie polega wolność i demokracja, że każdy ma prawo do eksponowania swoich poglądów, swoich opinii, tyle że powinno to być oczywiście z obu stron. Nie wolno również przeszkadzać ludziom, jeżeli chcą manifestować, jeżeli chcą przychodzić z białymi różami, to niech przychodzą, jeżeli chcą zakładać koszulki z napisem „konstytucja”, to mają do tego prawo i nikt nie ma prawa ich bić w twarz, jak to zrobiła jakaś tam pani. Powinniśmy stać na takim stanowisku.

I absolutnie byłabym temu przeciwna. Gdybym ja tam była, to również zwróciłabym uwagę na to, że nie wolno przeszkadzać i nie wolno manifestować.

(Senator Stanisław Gogacz: Zawsze był senator z PiS i senator z PO, takie delegacje kiedyś były…)

Tak, i to może…

(Przewodnicząca Janina Sagatowska: Ale są.)

I to może by było dobrze.

(Przewodnicząca Janina Sagatowska: Ale takie są.)

To może by było dobrze, dlatego że właśnie za granicą…

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Mnie się nie zdarzyło, nigdy mi się nie zdarzyło, żebym wystąpiła np. podczas spotkania przeciwko obecnie rządzącym czy… Jesteśmy za granicą i powinniśmy reprezentować nasz naród, to po pierwsze. A jeżeli reprezentujemy nasz naród, to jesteśmy… mamy i takie, i takie poglądy, w związku z tym nie mamy do tego prawa. I to chyba wszystko. Tak jak mówię, na dalszą część rozmów to chętnie umówię się z panem profesorem. Dziękuję.

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

Ja w tym miejscu chciałabym tylko jeszcze podkreślić to, co tutaj koleżanka powiedziała, że my staramy się, tylko że tutaj osobowo Platforma jest w mniejszości…

(Senator Grażyna Sztark: Tak.)

…i nie zawsze jesteśmy w stanie jakby połączyć, ale marszałek o to prosi i przestrzegamy tego, żeby te wyjazdy były wspólne.

(Senator Grażyna Sztark: To chyba jest lepsze.)

Tylko nie nadążamy wszędzie i po prostu za mało jest tutaj Platformy Obywatelskiej.

(Wesołość na sali)

(Senator Grażyna Sztark: To prawda.)

Proszę, pan przewodniczący.

Senator Artur Warzocha:

Dziękuję.

Rzeczywiście ostatnio było tak dużo tych wyjazdów, że zostaliśmy rozdzieleni. Z panem senatorem Gawłem gdzieś tam mieliśmy lecieć razem, a potem trzeba było się podzielić, jeden pojechał na Zachód, drugi na Wschód.

(Senator Robert Gaweł: Ale wróciliśmy…)

Ale wróciliśmy szczęśliwie, tak. Po czym było mi mało i jeszcze raz pojechałem na Wschód, ale to za chwilę…

(Przewodnicząca Janina Sagatowska: Tak, na Wschód. Teraz przewodniczący…)

Tak, za chwilę do tego przejdę. Chciałbym tylko jeszcze nawiązać do tego, o czym mówił pan profesor Żaryn na temat Norwegii. Ja tam też byłem na takich uroczystościach szkolnych bodaj na początku czerwca i z panem konsulem też miałem okazję rozmawiać na tematy i nasze polonijne w Szwecji, i w ogóle o Szwecji. Rzeczywiście to jest człowiek, który jest tam już…

(Głos z sali: O Norwegii.)

Oj, przepraszam. Tak, o Norwegii.

…Który jest tam już bardzo długo, poznał problemy, materię i walczy o prawa Polaków do godnego traktowania, do tego stopnia, że tam już kilka razy odbywały się wizyty robocze przedstawicieli ministra sprawiedliwości, kilkakrotnie bywał tam pan minister Wójcik i bezpośrednio interweniował. A pan konsul mu po prostu to wszystko przygotowywał i dzięki temu pan minister wracał do Polski z sukcesem. I rzeczywiście, potwierdzam, ta poprawność polityczna gubi dzisiaj Skandynawię, chyba w całości. Przykro o tym mówić, przykro patrzeć na to, jak dumne i mężne narody wikingów dzisiaj przeżywają taki jakiś głęboki wewnętrzny kryzys. Może to się zmieni, być może trzeba im jakoś pomóc. W każdym razie nasza placówka, nasi dyplomaci świecą tam dobrym przykładem.

Ja miałem też okazję uczestniczyć – na zaproszenie pani ambasador, która tam była ledwie miesiąc czy dwa, jak ja tam pojechałem, czyli była nowa, ale organizowała już życie polonijne – w spotkaniu z przedstawicielami polskich organizacji, których jest tam cała paleta, duży przekrój, od tej starej emigracji, która miała miejsce chyba jeszcze w latach powojennych, po tę najbardziej współczesną, którą nieładnie nazywamy ekonomiczną. Spotkałem tam, poznałem bardzo ciekawych, interesujących ludzi. Dziękuję.

(Senator Robert Gaweł: Może ja też słowo dopowiem.)

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

Proszę.

Senator Robert Gaweł:

Szwecję to znam prywatnie. Mam takiego znajomego w Szwecji, on był kiedyś przewodniczącym rady miasta Falkenberg, to jest na zachodnim wybrzeżu Szwecji, jest ode mnie trochę starszy, znamy się już od 20 lat i regularnie co 5 lat się spotykamy. Sytuacja jest dosyć ciekawa, on nie zna ani polskiego, ani angielskiego, nie zna żadnego języka poza szwedzkim, jego żona zna trochę język angielski, mimo to się odwiedzamy. I muszę powiedzieć tak: niestety to społeczeństwo jest mocno, jeżeli chodzi o elity, sformatowane, tak jak tu mówił profesor. To sformatowanie polega na tym, że pewne ramy, które są narzucone przez poprawność polityczną, tak bardzo ograniczają możliwości swobodnych wypowiedzi, że oni się po prostu pilnują. To jest autocenzura, która jest przez nich stosowana. Nawet gdy rozmawiam z nimi, bo w jakiś tam sposób po angielsku z tą żoną zawsze się dogadujemy, to mówią, że właśnie tak, tak jest. I ta pani np. mówiła do nas, żebyśmy nie jechali do Malmö, ponieważ Malmö jest miastem, nad którym władze szwedzkie tracą kontrolę. Wielu Szwedów – oni mają takich znajomych – szuka możliwości osiedlenia się np. w Trójmieście, Szwedzi tam szukają mieszkań, bo po prostu na stare lata chcą mieć święty spokój, a nie denerwować się tym, czy można bezpiecznie wyjść na ulicę, czy można bezpiecznie posyłać dzieci do szkoły itd. To tylko taka moja uwaga dotycząca Szwecji.

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Tak. To jest kraj, w którym następuje autodestrukcja cywilizacyjna, tak bym to nazwał.

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

Może przejdziemy płynnie do następnego punktu.

Punkt 1. porządku obrad: sprawozdanie senatora Artura Warzochy z udziału w Polsko-Ukraińskim Młodzieżowym Festiwalu Sztuki Wizualnej w Zaporożu, w obchodach 100-lecia Odzyskania przez Polskę Niepodległości odbywających się w Energodarze na Ukrainie oraz w IV Forum Młodych Polaków w Iwano-Frankiwsku na Ukrainie

Pan senator Warzocha zabierał głos, a teraz przejdzie do przedstawienia swojego sprawozdania, tym razem ze Wschodu.

Senator Artur Warzocha:

Dziękuję bardzo, Pani Przewodnicząca.

Proszę państwa, tak się złożyło, że połowę listopada spędziłem na Ukrainie, oczywiście w ramach delegacji z naszej komisji, którą pan marszałek Karczewski podpisał, zaakceptował i w którą mnie wysłał. Byłem na Ukrainie tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego i po 2 tygodniach znów tam pojechałem, już po wprowadzeniu stanu wojennego, ale nie przebywałem na terenach objętych stanem wojennym, chociaż wcześniej byłem w Zaporożu i w Energodarze. To jest jeden z obwodów, w których w tej chwili został wprowadzony stan wojenny.

Energodar i Zaporoże, jak państwo zobaczycie, są niedaleko Krymu, to miejsca, w których są prężnie działające polskie organizacje. Ale wszystko zaczęło się rok temu w Stanisławowie, kiedy też wydelegowaliście mnie państwo do udziału w III Forum Młodych Polaków na Ukrainie. Tam miałem kontakt… Może tak. Forum zostało zorganizowane – to jest pomysł autorski tego centrum – przez Centrum Kultury Polskiej i Dialogu Europejskiego, czyli organizację, która prowadzi Dom Polski w Stanisławowie. Pewnie państwu znana jest pani dyrektor tego domu, pani Maria Osidacz, młoda, bardzo energiczna osoba z pomysłami, świetnie radząca sobie w sensie takim logicznym, organizacyjnym, merytorycznym, ciekawe pomysły. Oprócz tego, że z natury rzeczy ze względu na młody wiek kierownictwa tego Domu Polskiego współpracuje on oczywiście z młodymi ludźmi, to ci ludzie nie zapominają ani o starszych pokoleniach, ani o małych dzieciach, nie zapominają o tradycji ani o niczym, co z polskością się na ziemi stanisławowskiej i lwowskiej wiąże.

Dlaczego o tym mówię? Dlatego że tam właśnie prowadzone były w ubiegłym roku, już po raz kolejny, warsztaty, na które przyjechała młodzież z całej Ukrainy zaproszona przez Dom Polski, czyli Centrum Kultury Polskiej i Dialogu Europejskiego w Stanisławowie. Przyjechały po 2, 3 osoby, tak jak powiedziałem, z terenu całej Ukrainy i tam na miejscu były one szkolone przez trenerów z Polski, uczone tego, jak realizować granty, jak budować projekty i jak za niewielkie kwoty, bo potem, już jak wyjeżdżali po tych kilku dniach szkolenia, w sumie otrzymywali po 100 euro… To jest oczywiście niewiele, ale jak na ukraińskie warunki, to już coś za to można zrobić, tam te pieniądze mają inną wartość. I oni mieli za zadanie w ciągu kilku miesięcy wdrożyć wypracowany projekt, w ramach którego się szkolili.

Po kilku miesiącach odebrałem z Energodaru taki sygnał, zadzwoniła jedna z uczestniczek tego forum, pani Natalia Kostuszewicz, która zaprosiła mnie do tego, żeby przez Skype’a połączyć się ze zgromadzoną w Energodarze w domu kultury młodzieżą. Zostałem tam wyświetlony na takim telebimie, przekazałem słowa pozdrowienia, podziękowałem za to, że inicjują działalność polskiej organizacji. Ta organizacja nazywa się Energodarski Klub Kultury Polskiej im. Henryka Sienkiewicza, czyli to nie jest stowarzyszenie, nazwali się klubem. Skupiają tam dzieci, młodzież, a także osoby, powiedzmy, bardziej dojrzałe, oczywiście te, które mają polskie korzenie, ale nie tylko, bo chętnie przystępują do nich również rodowici Ukraińcy. Zorganizowali tam czytelnię, bibliotekę, mają spotkania, spotkania o charakterze kulturalnym, promują tam polskość. I po kilku takich moich, że tak powiem, występach online w Energodarze pojawiła się propozycja, żeby tam przyjechać. Z wielką nieśmiałością zgłosili taką potrzebę, bo tak chyba nie do końca wierzyli, że ktoś z polskiego Senatu się tam wybierze. Ja powiedziałem, że chętnie przyjadę. A gdy nasza już bardziej doświadczona, wieloletnia organizacja działająca w Zaporożu pod przewodnictwem pani Anny Makuszyńskiej, Stowarzyszenie Kultury Polskiej im. św. Jana Pawła II, dowiedziała się o tym, że tam będę, że wybieram się do Energodaru, to oczywiście też w Zaporożu musiałem się pojawić. I tym sposobem, proszę państwa, w ciągu kilku dni miałem wielki zaszczyt i przyjemność reprezentować tam naszą komisję, Senat Rzeczypospolitej Polskiej i pana marszałka. A było to w okolicach 11 listopada, już nieco po tym terminie, ale brałem udział w uroczystościach upamiętniających setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości, które miały miejsce w Zaporożu i w Energodarze. I teraz, Pani Anito, poproszę o slajdy.

Pierwszy slajd, który państwo widzicie, przedstawia akademię, uczelnię o profilu technicznym, która za miesiąc połączy się z uniwersytetem w Zaporożu. Jest to wyższa uczelnia, tak jak powiedziałem, kształcąca inżynierów i tu odbywały się te obchody. Widzimy dzieci w polskich strojach, tańczące dziewczyny. Kolejny slajd. Młody, utalentowany wokalista śpiewał, oczywiście po polsku. Program był w całości polski. Tutaj widzimy występ zespołu, już bardziej dorosłej młodzieży. Proszę, zwróćcie państwo uwagę na barwy biało-czerwone, nasze barwy narodowe. Młodzież jest bardzo zdolna, pięknie śpiewa, pięknie tańczy. Proszę o następne zdjęcie.

Pamiątkowe zdjęcie z organizatorami. Warto dodać, że pani Anna Makuszyńska – na tym zdjęciu jej nie ma, zdaje się, że pojawi się na następnym – jest też wykładowcą, jest doktorem, można powiedzieć, że pracuje w charakterze adiunkta na tej akademii. A za chwilę, tak jak powiedziałem, to będzie jedna uczelnia, więc będzie ona pracownikiem, oficjalnie stanie się pracownikiem uniwersytetu w Zaporożu.

Generalnie to nasze środowisko, którego przedstawicieli mamy okazję oglądać, wraz ze studentami, wraz z nauczycielką języka polskiego delegowaną przez ORPEG, skupione jest przede wszystkim na działalności oświatowo-kulturalnej. Te panie, które są działaczkami tego stowarzyszenia, są jednocześnie pracownikami, wykładowcami. Pani, która stoi koło mnie, po lewej stronie, czyli po mojej prawej stronie, to jest pani profesor, która wykłada na uniwersytecie zaporoskim. A ten pan z brodą, ten młody człowiek z brodą – on się będzie pojawiał na kolejnych zdjęciach, również ze Stanisławowa, za chwilę do tego przejdę – mój imiennik, Artur, dzielnie uczy się języka polskiego. To jest oczywiście Polak z pochodzenia, ale miejmy świadomość, że to są już naprawdę rubieże I Rzeczypospolitej, dzikie stepy, dzikie pola, Sicz Zaporoska, więc to są już naprawdę kresy Kresów. Lata Związku Sowieckiego spowodowały, że znajomość języka polskiego w rodzinach polskich po prostu w sposób naturalny zanikała, naturalny w tym sensie, że również ze względu na bezpieczeństwo nie uczono języka polskiego młodych pokoleń. A dzisiaj ta polskość się tam odradza i nauka języka polskiego bije wszelkie możliwe rekordy popularności. Jeszcze do tego później na moment wrócę. Następny slajd, Pani Anito, poproszę.

Pamiątkowe selfie. Właśnie w centrum jest pani Anna, ta blondynka to jest pani Anna Makuszyńska. Naprawdę piękna osoba, wspaniała, gościnna, wielka polska patriotka, doktor, tak jak powiedziałem, prezes polskiego Stowarzyszenia Kultury Polskiej im. św. Jana Pawła II.

Warto dodać, że tam jest również kościół katolicki, jest biskup z Polski, ze Stalowej Woli, krajan pani przewodniczącej, bp Jan Sobiło, który oczywiście przekazuje całej naszej komisji, a w szczególności pani przewodniczącej, serdeczne, serdeczne pozdrowienia. Proszę dalej.

Proszę państwa, zadbano również o to, żeby ta wizyta polonijna miała też charakter oficjalny, zresztą była też chyba bardzo pożądana ze strony władz uczelni. Tutaj jesteśmy w gabinecie rektora. Ten pan pośrodku, obok którego ja stoję, to jest rektor uniwersytetu zaporoskiego. Wyrażał wielkie nadzieje na to, że jakaś współpraca pomiędzy uniwersytetem czy w ogóle uczelniami ukraińskimi a polskimi będzie się rozwijać. Uniwersytet prezentuje się już nieźle, gorzej ta akademia, pewnie dlatego się łączą. Niestety cierpią na ubytek, na coraz mniejszą liczbę studentów, ale wiele obiecują sobie po współpracy z Polską. Oczywiście nastąpiła tu też wymiana jakichś pamiątek, jakichś kontaktów, obietnice, że będziemy się starali przynajmniej sprzyjać jakoś tym ich aspiracjom. Oczywiście młodzież ukraińska traktuje Polskę jako taką przepustkę do Unii Europejskiej, ale samą Polską też jest bardzo zainteresowana. Proszę o następny slajd.

To też pamiątkowe zdjęcie na schodach na tle mapy Ukrainy. Tak jak powiedziałem, dosłownie tydzień później Ukraina została przez prezydenta Poroszenkę podzielona na wschodnią i zachodnią, czyli na tę, gdzie obowiązuje dzisiaj stan wojenny, i tę część, zachodnie tereny, które stanem wojennym nie zostały objęte. Następny, proszę.

Proszę państwa, potem pojechałem do Energodaru. To już jest bliżej Krymu, ale to też są stepy, więc cała ta aura, jeżeli chodzi o pogodę, jest o tej porze roku bardzo dokuczliwa, wieją lodowate wiatry itd. I wyobraźcie sobie, że ta grupa, ci nasi rodacy czekali półtorej godziny pod hotelem, aż my tam przez te stepy dojedziemy. Gdy się z nimi witałem, to ręce mieli jak kostki lodu od tego wiatru, byli bardzo przemarznięci, ale powitano mnie tam nawet szampanem. Tu już po tym, jak spożyliśmy ten szampan, więc nie mamy kieliszków jednorazowych w rękach…

(Wypowiedź poza mikrofonem)

No nie, do tego wszystkiego zimnym, więc nie było szoku termicznego.

Zobaczcie, z biało-czerwoną flagą, chlebem i solą, cały rytuał. Ujęli mnie tym niesamowicie. Mieli mnóstwo takich biało-czerwonych symboli, atrybutów, chorągiewki, kotyliony itd. Bardzo proszę, następny slajd.

Aha, tu się jeszcze zaplątało takie zdjęcie. Robiłem sobie selfie i ktoś nam zrobił takie zdjęcie. To jeszcze z Zaporoża. Następne.

Na drugi dzień… Aha, i teraz winien jestem wyjaśnienie. Tam z prawej strony ubrana na czarno z takim haftem na rękawach to jest pani Ludmiła Kostuszewicz, która jest naszą rodaczką, ma polskie pochodzenie, jej mama była Polką, a tata Ukraińcem, i mówi po polsku, chyba nawet coraz lepiej. A po lewej stronie na tym zdjęciu jest Natalia Kostuszewicz. To jest ta dziewczyna, o której mówiłem, którą poznałem rok wcześniej w Stanisławowie i która cały czas mobilizowała mnie do tej współpracy, powiedzmy, online i wsparcia, do tego, żeby motywować tę grupę, którą ona zbierała wokół siebie. Prywatnie to jest synowa pani Ludmiły. Organizacja nazywa się, tak jak powiedziałem, Energodarski Klub Kultury Polskiej im. Henryka Sienkiewicza. Pani Ludmiła jest prezesem, Natalia jest, można powiedzieć, osobą operacyjną. A tutaj składamy wizytę…

Może jeszcze takie słowo wyjaśnienia. Energodar liczy 40 lat, powstał jako miasto sypialnia wokół elektrowni atomowej jeszcze w czasach sowieckich. Dzisiaj ta elektrownia atomowa w Energodarze produkuje 25% energii dla całej Ukrainy. Tak że to jest strategiczne miejsce. Obecnie znajduje się w rękach prywatnych. Co ciekawe, jest to miasto inne niż wszystkie miasta na Ukrainie, można powiedzieć, że takie trochę blokowisko, ale w miarę nowe. Jak mi opowiadano, prawie 70% czy ponad 60% mieszkańców to są ludzie z wykształceniem wyższym, bo to jest wyższa kadra inżynieryjna, która po prostu pracuje w tej elektrowni i w zakładach, które stanowią, można powiedzieć, konsorcjum z tą elektrownią. I właśnie ze względu na to, że – przepraszam, że ja tak powiem – są jakby wyższe aspiracje tych mieszkańców, to są ludzie wykształceni, oczywiście bez względu na narodowość, to są głównie Ukraińcy, są Rosjanie i Polacy, których też jest spora grupa, zaraz państwo zobaczycie, jak duża, rozwijają się takie instytucje jak np. szkoła plastyczna.

Tutaj właśnie składamy wizytę w szkole plastycznej. Widzimy 2 panie, panią dyrektor i jej zastępczynię. Bardzo dojrzałe, bardzo ciekawe prace uczniów, powiedziałbym, na poziomie niemalże profesjonalnym. Oni oczywiście też są bardzo zainteresowani rozwijaniem współpracy z Polską. Zresztą już istnieje taka współpraca z polskimi szkołami plastycznymi, np. z Krosnem, bo jest szkoła plastyczna w Krośnie. Pokazywano mi zdjęcia z wymiany młodzieży, z wzajemnych wizyt, wspólne prace itd. Proszę może o kolejny slajd.

Tutaj składamy wizytę… No też nie obyło się bez akcentu, powiedzmy, na wpół oficjalnego. Ten pan w środku to jest wicemer Energodaru. Bardzo przyjemna rozmowa, również wymiana jakichś tam drobnych upominków. Za tłumacza służyła nam pani Natalia, która stoi po mojej lewej, czyli po prawej stronie zdjęcia. Ta pani pomiędzy merem a mną to jest sekretarz tego miasta, a ten pan w dżinsach to jest drugi czy trzeci wicemer, już nie pamiętam, ale też osoba z zarządu tego miasta. Proszę o kolejne zdjęcie.

Teraz tam mają taką modę, napisy „I love Energodar”, to przed budynkiem ratusza. Ratusz też jest taki bardzo, bardzo współczesny. Bardzo proszę.

A to jest szkoła, proszę państwa, normalna szkoła podstawowa. Mówię „normalna” w tym sensie, że to nie jest taka szkoła, do której chodzą sami Polacy, ale w tej szkole odbywają się lekcje języka polskiego, są nauczycielki, ale nie od nas, nie z ORPEG, oni po prostu miejscowymi siłami organizują tę naukę. Tak więc prowadzona jest nauka polskiego, kultury polskiej, trochę historii dla starszych dzieci, oczywiście pojawiają się też programy artystyczne, „Kto ty jesteś? Polak mały”, dzieci śpiewają „Rotę”, polskie piosenki, tańczą. Pani Anito, proszę o następne zdjęcie.

Wszyscy są zaangażowani. Zręczne połączenie symboli, narodowych barw polskich i pewnej symboliki czy strojów ukraińskich. Zobaczcie państwo, to też jest bardzo ładne. Proszę, następne zdjęcie.

To zdjęcie pamiątkowe z dzieciakami. Dostały one pamiątki.

(Przewodnicząca Janina Sagatowska: Wszystko biało-czerwone.)

Tak.

No i przechodzimy już, proszę państwa, do obchodów setnej rocznicy odzyskania niepodległości. To jest dom kultury. Zwróćcie państwo uwagę, że to zupełnie czy trochę odbiega od takich naszych utartych wyobrażeń, od stereotypów o Ukrainie. Prawda?

(Przewodnicząca Janina Sagatowska: Bóg, Honor, Ojczyzna.)

Tak. Oczywiście o wystrój zadbali organizatorzy. Jest to nowoczesne, takie, powiedziałbym, multimedialne pomieszczenie, bardzo przyzwoite, dom kultury z budowany z rozmachem, chyba jeszcze w czasach sowieckich, ale wyposażany już w tych współczesnych. Na tym telebimie podobno się wyświetlałem, jak przemawiałem urbi et orbi do zgromadzonych tam naszych rodaków. W takich warunkach przez rok prowadziłem z nimi rozmowy. Dzieci przygotowały wspaniały program. Może to będzie widać na kolejnych zdjęciach, Pani Anito. Dzieci, które wystąpiły, też „Rotę” śpiewały i wszystkim tam niemal popłynęły łzy wzruszenia. Następne, proszę.

To była tzw. ścianka, wszyscy sobie ze mną zdjęcie zrobili. Proszę państwa, młodzież, wspaniała polska młodzież. Wszyscy ci młodzi ludzie świetnie mówią po polsku, na takim poziomie, że naprawdę trzeba się dobrze wsłuchać, żeby usłyszeć delikatny obcy akcent, akcent wschodni. Ja miałem z nimi spotkanie, z całą grupą jeszcze przed tymi uroczystościami. To była naprawdę bardzo ciekawa, pasjonująca rozmowa, są świetnie zorientowani w tym, co się dzieje w Polsce, w całej Europie. Pytania były takie, powiedziałbym, ponadstandardowe, dostałem np. pytanie „Gdyby pan miał napisać książkę, to o czym by ona była i jaki miałaby tytuł?” albo „Co jest pańskim największym sukcesem w życiu? Co pan uznaje za swój największy sukces?”. Powiem szczerze, że sam byłem zaskoczony i musiałem chwilę się zastanowić, żeby tak z biegu, z marszu odpowiedzieć coś sensownego, no i oczywiście powiedzieć też prawdę. Proszę o następne zdjęcie.

Tak?

(Senator Jerzy Fedorowicz: Gdy mnie o to pytali, powiedziałem, że najpiękniejszym, najszczęśliwszym dniem mojego życia i największym sukcesem było…)

Tak, bardzo dobre.

Proszę państwa, potem spotkaliśmy się na kolacji z kierownictwem tego klubu. Śpiewał nam, zresztą przepięknie, zespół ukraiński. Ten pan, którego tu widać, tak się wybijał, ten w tej białej sukmanie ukraińskiej. Wtedy powiedziałem: to jest profesjonalny śpiewak, taki bas pięknie postawiony. A pani Ludmiła do mnie mówi: nie, to nasz inżynier, pan z elektrowni.

(Wesołość na sali)

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Tak, to jest po prostu wrodzone.

Bardzo proszę o kolejne zdjęcie.

Coś nam umknęło, ale dobrze. Chciałbym jeszcze podsumować sam Energodar. Naprawdę, zresztą podobnie jak w Zaporożu, tyle że w Zaporożu widać, że to już od lat jest osadzone w tradycji, ale też jest to bardzo ciekawe środowisko… Energodar to jest nowe środowisko, powiedziałbym, ruch jest masowy, bo tam było grubo ponad 100 osób, nie dość, że przedstawiciele wszystkich pokoleń tam byli, uczestniczyli w tym wydarzeniu, to do tego jeszcze wszyscy byli zaangażowani w przygotowanie, każdy z nich był na scenie, łącznie ze mną, bo musiałem przemówić w imieniu komisji, pana marszałka i Senatu, i bardzo serdecznie wszystkich pozdrowiłem. Naprawdę musiałem się tam hamować, musiałem trzymać fason i za mocno się nie wzruszyć, bo zrobiło to na mnie naprawdę wielkie wrażenie. Jeżeli więc nasi rodacy z Energodaru i z Zaporoża nas słuchają, to ja chciałbym im w tej chwili bardzo, bardzo serdecznie podziękować w ogóle za to wszystko, co oni tam robią, i za to niesamowicie gorące przyjęcie na tych lodowatych, dzikich polach.

Proszę państwa, 2 tygodnie później pojechałem do Lwowa i do Stanisławowa. Tam w tym czasie przebywała sejmowa Komisja Łączności z Polakami za Granicą w składzie chyba 7- czy 8-osobowym, już nie pamiętam, reprezentowane były przynajmniej 2 kluby: Prawa i Sprawiedliwości na czele z panią przewodniczącą Anną Schmidt-Rodziewicz i Platformy Obywatelskiej, której przedstawiciele też tam byli. Wizyta zaczęła się od razu, prosto z lotniska pojechaliśmy na teren budowy Domu Polskiego. Ja tutaj akurat mało zdjęć zrobiłem, zresztą aura była bardzo niesprzyjająca, dopadły nas tam w tych dniach jakieś siarczyste mrozy. To jest próbka tego, co widać z dachu tej budowy. To jest przepiękna panorama na całe miasto, na Lwów, na Stare Miasto. Muszę państwu powiedzieć, że to, co mnie tam najbardziej zaskoczyło, to może nie postęp prac – były pewne obiektywne problemy, z którymi się zmagamy jako Senat, i niewiele mogliśmy na to poradzić, po prostu nerwowo musieliśmy to jakoś znieść, obecnie prace ruszyły i w przyszłym roku będzie już chyba dużo, dużo lepiej – ale to, że po roku nieobecności w tym miejscu zauważyłem, że wokół tej budowy, jak by to powiedzieć, wyzwoliła się w sposób naturalny, zupełnie niezależny od nas koniunktura tego miejsca. Powstają tam jak grzyby po deszczu, rosną domy mieszkalne, są prowadzone różnego rodzaju inwestycje. Tam się coś dzieje jakby poza naszą wiedzą. Po prostu to miejsce – zresztą potwierdził to pan konsul Rafał Wolski, który obecnie osobiście sprawuje pieczę nad tym miejscem – stało się modne i to właśnie ze względu na budowę Domu Polskiego. Gdyby się udało, Pani Anito, wrócić do tego pierwszego zdjęcia, tego panoramicznego… Zobaczymy, jak to wyjdzie. Próbowałem zrobić zdjęcie panoramiczne, żebyście państwo… To pierwsze, o, właśnie to. Tam po prawej stronie widać bloki, których w zeszłym roku w listopadzie nie było. To takie wysokie czerwone to jest właśnie to, o czym mówię. I to nie jest koniec, bo cały czas gdzieś tam pracują dźwigi, widać je po lewej stronie, w oddali. A tutaj jesteśmy w najwyższym punkcie Domu Polskiego, czyli na piątej kondygnacji tego nowego, dobudowywanego do tych starych koszarów poaustriackich budynku. No naprawdę, jak to już powstanie, to będzie to coś wyjątkowego.

Dobrze, to wróćmy jeszcze do tego Lwowa. Będę się streszczał, przynajmniej jeżeli chodzi o budowę Domu Polskiego. Mieliśmy, proszę państwa, możliwość być na Cmentarzu Orląt Lwowskich – może następne zdjęcie – gdzie w imieniu Senatu złożyłem wieniec. On znajduje się tutaj, po lewej stronie tego zdjęcia. Po prawej stronie jest wieniec złożony przez komisję sejmową. Komisja miała tam swoje, jak by to powiedzieć, wyjazdowe posiedzenie. Ja byłem jedynym przedstawicielem Senatu, ale jakoś dałem sobie radę i z tym wieńcem, i ze wszystkim. W każdym razie na miejscu współpracowaliśmy dla dobra Polaków tam mieszkających, no i oczywiście państwa polskiego. Następne. To jest, proszę państwa, to, co nas teraz strasznie kłuje, boli… W tym czasie przebywali jeszcze w areszcie uczestnicy tego, jak by to nazwać, incydentu z racami. Oni tego samego dnia wrócili do Polski, tylko wcześniejszym samolotem. Dalej. A to są skrzynie, w których znajdują się posągi lwów. Wczoraj te skrzynie zostały naruszone, to znaczy ktoś próbował oderwać te przednie płyty. Nikt nie rozumie, dlaczego taka jest postawa władz miasta Lwowa i dlaczego tak bolą te… W końcu są to symbole miasta świadczące o jego historii. Następne zdjęcie. To jest nekropolia w wieczornym świetle. Zapaliliśmy znicze, o to zadbała komisja i konsulat. Następne zdjęcie, proszę.

Drugiego dnia pojechaliśmy do Łanowic. Proszę państwa, to są fundamenty szkoły. Inwestycję w naszym imieniu zaczęło prowadzić Stowarzyszenie „Wspólnota Polska”. Te fundamenty zostały wylane 2 lata temu, no i stoją. Następne zdjęcie. To jest jedyna miejscowość na Ukrainie, która ma oficjalną zgodę na to, żeby używać podwójnych nazw, to znaczy żeby pojawiły się tablice z podwójnymi nazwami, w tym po polsku. To jest akurat na takiej wiacie… Może następne, poproszę. O właśnie, to jest przystanek autobusowy. Kolejne zdjęcie.

Dlaczego tam jest taka potrzeba polskich inwestycji? Dlatego że to jest wieś, która praktycznie w całości jest wsią polską. Obecnie w takich warunkach uczą się tam dzieci. W lewym rogu widzicie państwo piec, za pomocą którego ogrzewa się te pomieszczenia i całą szkołę. Nie są to najlepsze warunki, mówiąc najoględniej. Dzieci cały czas przybywa, ludzie nie wyjeżdżają z tej wsi. Wielu pracuje w Polsce, ale inwestuje w domy, to zresztą widać na ulicach tej wsi. To jest duża wieś, rozległa. Następne zdjęcie. To jest budynek szkoły, jest polska flaga, ukraińska. A tutaj jest przedszkole, które się mieści na plebanii kościoła, nad kancelarią, na piętrze. To znaczy na parterze jest kancelaria, a na pierwszym piętrze i na drugim piętrze, tam jest więcej powierzchni, znajduje się to przedszkole, też polskie, dzieci mówią tam po polsku, uczą się języka polskiego, nauczycielki, wychowawczynie porozumiewają się z nimi po polsku. Plan był taki, żeby szkoła zaspokoiła potrzeby związane z poziomem podstawowym, czyli żeby chodziły tam dzieci ze szkoły podstawowej, a także żeby tam przenieść to przedszkole. Miały tam być 2 kondygnacje, według standardów ukraińskich, nasz parter, czyli pierwsze piętro, i drugie piętro. Następne zdjęcie. Tu się próbujemy ustawić z dzieciakami… Dostały prezenty, więc były już trochę rozkojarzone. Następne, proszę.

A to jest, proszę państwa, Dom Polski w Samborze. Tam też odbyła się uroczystość w wydaniu dzieci, które zaprezentowały nam fragment, jak to powiedziano, programu przygotowanego z okazji setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Całości nie zdołały pokazać, mieliśmy za mało czasu. A to jest przed wejściem do tego Domu Polskiego w Samborze. Następne zdjęcie, Pani Anito.

Tu jest kościół, jeden z nielicznych kościołów, które w czasach komunizmu nie były zamknięte, było pozwolenie… Przepiękny gotyk, XV w. Było pozwolenie na to, żeby odprawiać tam msze, dzięki temu kościół nie uległ degradacji i jest praktycznie… To znaczy wymaga opieki konserwatorskiej. Kolejne zdjęcie. Tu jest przykład takiego portyku… Tak to się nazywa? Portyk?

(Głos z sali: Portal.)

Portal? To jest portal z drzwiami, wszystko oryginalne. To będzie poddane działaniom konserwatorskim.

Następne. A tu jest, proszę państwa, spotkanie w konsulacie w ramach projektu, który jest organizowany na terenie Litwy i na terenie Ukrainy, „Strefa Młodzieży Wilno–Lwów”. Pieczę nad tym objęła Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie”. To jest bardzo ciekawy projekt. Młodzież polska z Ukrainy i młodzież polska z Wileńszczyzny prowadzi wspólne działania, odwiedzają się, spędzają razem wolny czas, wakacje, ferie zimowe, zapraszają się nawzajem, poznają historię Wileńszczyzny, a ci z Wileńszczyzny przyjeżdżają i poznają historię polskich kresów, historię Lwowa i nie tylko. Wszyscy studiują, to są przyszli lekarze, prawnicy, inżynierowie, plastycy, bardzo, bardzo ciekawi ludzie, młodzi. Oczywiście wszyscy świetnie mówią po polsku.

Bardzo proszę. Pojechaliśmy, proszę państwa, do Stanisławowa. Jeżeli dobrze pamiętam, to jest Czarny Las, tak się to nazywa, to jest miejsce straceń inteligencji stanisławowskiej. Są tam rowy śmierci, przez wiele lat były zarośnięte, tylko podawano z ust do ust, że tam została rozstrzelana polska elita mieszkająca w Stanisławowie. Bardzo proszę o kolejne zdjęcie. Tam też złożyłem wieniec w imieniu Senatu. Taka była aura, było minus 17ºC. Następne zdjęcie, grupowe, już przy wyjściu. Tam widać panią prezes Marię Osidacz.

Teraz chciałbym powiedzieć trochę o Stanisławowie i o tym, co się tam dzieje. Kolejne zdjęcie poproszę. Proszę państwa, tak jak powiedziałem, w zeszłym roku było trzecie forum młodzieży polskiej z Ukrainy w Stanisławowie. W tym roku to zostało powtórzone, byli ci sami trenerzy, pojawili się też nowi ludzie, którzy przez 5 dni pracowali na miejscu, szkolili się, jak prowadzić projekty, jak organizować za w sumie niewielkie środki działalność ze swoimi znajomymi, rówieśnikami Polakami. Kijów, Zaporoże, Energodar, oczywiście Lwów, Stanisławów i wiele, wiele innych miejscowości na Ukrainie… Proszę o kolejne zdjęcie. No właśnie, to jest Natalia z Energodaru i chyba jej koleżanka, też z Energodaru, to pamiętam. Następne. Popracowaliśmy sobie z tą młodzieżą. Od razu podzielili nas na grupy, właściwie tam już były grupy, a nas do nich przydzielono. Potem była bardzo ciekawa dyskusja na temat sytuacji młodych Polaków na Ukrainie. Bardzo proszę o kolejne zdjęcie. Pan poseł Melak również pracował, ja miałem okazję wystąpić, pozdrowić. Bardzo proszę o kolejne zdjęcie.

To jest zdjęcie grupowe, tak się ta grupa oraz nasza delegacja prezentowały w całości. Tam właśnie jest pani Maria Osidacz, pani dyrektor, poznaliśmy ją. Oni jako organizatorzy robią tam naprawdę wiele dobrego, nie tylko podczas tego forum, ale w ogóle, przez cały rok. Oczywiście bolączką, którą oni tak nieśmiało artykułują, bo zapewniają, że jakoś sobie dają radę, jest to, że oni przez wiele miesięcy żyją na kredyt, po prostu bez środków. Dopiero wtedy, kiedy wszystkie nasze procedury się zakończą i zaczyna się finansowanie, to na kontach naszych organizacji pojawiają się pieniądze i można regulować jakieś zobowiązania i w miarę spokojnie spać. Zobaczmy, czy jeszcze coś jest… Tradycyjne selfie, no bo to jest młodzież i bez tego się nie obejdzie. Może jeszcze coś? To wszystko.

Bardzo dziękuję. Tak jak dziękowałem organizatorom tej mojej wizyty w Energodarze na Zaporożu, tak chciałbym bardzo serdecznie podziękować naszym organizacjom we Lwowie i w Stanisławowie za samo przyjęcie i za wszystko to, co robią tam na miejscu. Naprawdę, serce rośnie, jak się patrzy na to, jak obecnie na Ukrainie kwitnie życie polskie. Oczywiście jest problem wyludniania się Ukrainy i tego, że niestety wielu młodych ludzi z polskimi korzeniami wybiera jako miejsce do życia Polskę. Jak tylko mogą, to to robią.

Chciałbym też bardzo serdecznie podziękować panu konsulowi Wolskiemu i jego współpracownikom, panu konsulowi Kocotowi za to wszystko, co tam na miejscu robią, i za to, jak świetnie potrafili nawiązać współpracę z tymi organizacjami polskimi. Moim zdaniem inni powinni się inspirować ich działalnością. Dziękuję bardzo.

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

Dziękuję bardzo, Panie Senatorze, także za poświęcenie się na mrozach i w niedogodnościach. Ale warto było, bo tam biją polskie serca. Dziękujemy bardzo.

(Senator Jerzy Fedorowicz: Ja chcę tylko zadać jedno pytanie, króciutkie.)

O właśnie, tak, proszę. Właśnie tak.

Senator Jerzy Fedorowicz:

Ja przyjeżdżałem na Ukrainę już na początku lat dziewięćdziesiątych…

(Głos z sali: Mikrofon.)

(Brak nagrania)

Senator Jerzy Fedorowicz:

…Bo jak zobaczyłem ten piec i dzieci w tej szkole… Na zdjęciu tego nie widać, ale to pewnie jest ogromna bieda. Tak? To jest pierwsze… Czy można to jakoś porównać do czasów, które były jeszcze tragiczniejsze?

I drugie pytanie, ono dotyczy obecnej sytuacji. Czy w ogóle była rozmowa na temat naszych dzisiejszych stosunków? Bo one są chłodniejsze niż dawniej. Czy rozmawialiście na te tematy? Czy były jakieś oczekiwania? To są takie króciutkie pytania, zadane z ciekawości.

Senator Artur Warzocha:

Jeżeli chodzi o warunki w samych Łanowicach, to powiem, że nie jest tak, że tam jest jakoś bardzo biednie, tylko że… Powiedzmy tak. Oni doskonale wiedzą, jak wyglądają polskie szkoły. Czują się kimś wyjątkowym… Ta inwestycja się zaczęła, wydano jakieś środki i po prostu coś z tym trzeba zrobić, to znaczy podjąć decyzję, co dalej. To nie jest tanie i na pewno nie zrobimy tego w ciągu jednego roku, a tam są oczekiwania. Trzeba by było porozmawiać z panem prezesem Walerym Traczem, który odpowiada za to wszystko tam na miejscu.

Powiem szczerze, że… Jeżeli chodzi o nasze relacje, polsko-ukraińskie, to ci młodzi ludzie określają siebie, i to mi się bardzo podoba, jako Polaków i ukraińskich patriotów. Oczywiście są za wolnością, za pełną suwerennością Ukrainy, nie godzą się ze stanem rzeczy, który tam obecnie panuje. I zaczynają być tak samo zmęczeni, jak większość społeczeństwa, bo żyją w swoich rodzinach, słuchają o tym, co się tam dzieje. Nie poddają się. Niektórzy, tak jak powiedziałem, próbują tutaj wyjeżdżać, ale też nie wdają się specjalnie w jakieś dyskusje natury politycznej. My odbywaliśmy już takie rozmowy off the record z naszymi konsulami, ale chyba nie będziemy o tym mówić na tym posiedzeniu komisji.

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Tak.

(Senator Jerzy Fedorowicz: Niedawno byłem na Ukrainie…)

(Wypowiedź poza mikrofonem)

(Senator Jerzy Fedorowicz: Pani Przewodnicząca, muszę iść, bo…)

(Brak nagrania)

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

…Proszę, pan senator…

(Senator Ryszard Bonisławski: Zawsze na końcu mnie wszyscy ustawiają.)

Pan senator Ryszard Bonisławski.

(Senator Grażyna Sztark: Pan senator nie zawsze chodzi na posiedzenia komisji, to może teraz posiedzieć. A przewodniczący musi być.)

(Senator Jerzy Fedorowicz: Tak, tak, przyjdź tylko, jak będą głosowania.)

(Senator Ryszard Bonisławski: No dobra.)

(Senator Grażyna Sztark: Znowu zapomni.)

(Senator Ryszard Bonisławski: Dziękuję.)

Punkt 2. porządku obrad: sprawozdanie senatora Ryszarda Bonisławskiego z udziału delegacji Marszałka Senatu w jubileuszu 10-lecia Szkoły Polskiej im. Janusza Korczaka w Reykjaviku

Pan senator Bonisławski był na jubileuszu dziesięciolecia polskiej szkoły imienia Korczaka w Reykjaviku. Prosimy o sprawozdanie.

(Senator Ryszard Bonisławski: Bardzo dziękuję.)

Ciekawa sprawa, bo to Islandia, a rzadko mamy…

Senator Ryszard Bonisławski:

Postaram się szybko…

(Przewodnicząca Janina Sagatowska: Proszę bardzo.)

Dla mnie to był bardzo egzotyczny wyjazd, bardzo dziękuję za oddelegowanie.

(Wypowiedzi w tle nagrania)

Towarzyszyliśmy w tym wyjeździe panu marszałkowi Karczewskiemu. W skład delegacji weszło łącznie 12 osób: była pani minister edukacji Anna Zalewska; było 2 senatorów, czyli ja i pan Michał Potoczny z Komisji Ustawodawczej; towarzyszył nam Andrzej Papierz, podsekretarz stanu w MSZ; z kancelarii był trzy osoby, była też pani dyrektor gabinetu marszałka, tłumacz i 2 osoby z dawnego BOR, czyli dzisiejszego SOP, oficerowie. Taki był początek. Spotkaliśmy się przy samolocie na lotnisku wojskowym, to był nieduży samolot, akurat wszystkich pomieścił, 12 osób plus obsługę. No i polecieliśmy, jak państwo widzicie, prawie 3 tysiące km. Lecieliśmy trochę dłużej niż 3,5 godziny; to wszystko jest zależne od tego, jakie wiatry wieją, sprzyjające czy nie. No ale dystans jest niezły. Podróż upłynęła szybko. Wylądowaliśmy w Keflavíku, to jest tutaj na dole po lewej stronie. Stąd niemal 50 km dzieliło nas od Reykjaviku. Chciałbym dodać, że Islandia jest małym krajem, to jest mniej więcej 1/3 Polski, a jeślibyśmy porównali liczbę ludności, to wygląda to tak, że u nas jest ponad 37 milionów osób, a u nich – 340 tysięcy. I to jest coś, co wszystkich zaskakuje, bo u nich 3 osoby mieszkają na 1 km2. Tych kilometrów kwadratowych do zamieszkania nie mają zbyt wielu, bo, jak widać, tam są i lodowce, i teren bardzo nieprzyjazny człowiekowi. Oni, tak jak my, cieszą się stuleciem niepodległości, to był taki dodatkowy aspekt. Ostatecznie wybili się na niepodległość w 1944 r., bo do tamtej pory byli zależni od Danii, od 1918 r. funkcjonowali w pewnym powiązaniu. Wśród tych 340 tysięcy mieszkańców ponad 20 tysięcy to Polacy, a mniej więcej 2 tysiące naszych rodaków ma podwójne obywatelstwo. Stanowimy największą mniejszość, bo cała mniejszość liczy ok. 36 tysięcy osób, a Polacy w tym to 20 tysięcy. Mogę od razu powiedzieć, że to jest Polonia, która funkcjonuje tam od niedawna, zarobkowa, typowo zarobkowa. Oni ściągają kolejnych. Standard życia jest tam dosyć wysoki, bo po kryzysie, w czasie którego zresztą Polska bardzo im pomogła wyjść na prostą… Oni obecnie żyją na takiej stopie jak Norwegowie, jest u nich nawet drożej niż w Norwegii, od razu dodam, gdyby ktoś się wybierał na wakacje, no bo pizza kosztuje 120 zł, a woda mineralna, taka, jaką my tu pijemy, 8 zł. Tak że to trzeba brać pod uwagę. To jest tylko taka dygresja dla tych, którzy planują wyjazdy, a Polacy, zachęceni właśnie tą egzotyką, jeżdżą tam coraz częściej, ale z reguły nie na dłużej niż na tydzień.

A więc wylądowaliśmy na lotnisku, kiedyś natowskim, bo wojska NATO opuściły to lotnisko. Ono jest największym lotniskiem obok lotniska w Reykjaviku. W Reykjaviku jest takie lotnisko, jak u nas w małych miastach, ewentualnie w dużych miastach, bo w Łodzi jest podobne. To lotnisko jest bardzo dużym lotniskiem i, trzeba przyznać, bardzo opanowanym przez Polaków, Polacy pracują tam w różnych miejscach. Jest tam też szkoła polska, a dawne bloki natowskie w większości zamieszkane są przez Polaków. No, to jest może zaskakujące… Polaków spotykamy wszędzie, w obsłudze niemal wszystkich hoteli, dużych restauracji zawsze słychać, że ktoś mówi po polsku, wyłapuje się od razu, kto jest Polakiem. Bardzo często są to młodzi ludzie. Ta Polonia jest taka od studenta po emerytowanego profesora, takiej rozpiętości. Pokolenie młodzieży, które tam rośnie, jest pierwsze, 40% dzieci chodzących do szkół urodziło się na miejscu, w Islandii. Być może rodzice woleli, żeby tam się urodziły niż u nas, w czasie pobytu w Polsce.

Tu widać, że czeka już samochód naszego ambasadora, który roztoczył nad nami opiekę. Muszę od razu powiedzieć, że program wyjazdu był bardzo precyzyjnie przemyślany, świetnie przygotowany przez naszą agendę, która zawsze wyposaża nas we wszystkie informacje itd. A więc naprawdę trzeba dziękować tu naszym opiekunom w Senacie. Dalej było powitanie na lotnisku. Nie było zimno, bo mniej więcej 8ºC, latem jest tam tak samo, bo u nich mniej więcej przez cały rok jest taka sama temperatura, tylko że zimą straszliwie wieje i od czasu do czasu pada śnieg. Tutaj w okularach to jest pan Papierz. Mówię o tym dlatego, że jak podjechaliśmy – a towarzyszyły nam 2 policyjne samochody, przyjechała taka kawalkada, zapchaliśmy uliczkę przy hotelu – to ktoś po polsku zapytał: co to, papież przyjechał? Ja mówię: no właśnie. (Wesołość na sali) I było zaskoczenie. Pan po lewej, za tymi oficerami to jest chyba służba bezpieczeństwa od nich, a ten to jest nasz ambasador. Zamieszkaliśmy w hotelu o nazwie „Apteka”. Tam kiedyś na dole była apteka, a dziś jest restauracja. A tę uliczkę niestety zawsze zastawiały nasze samochody.

To jest parlament. Wieczorem, od razu po zakwaterowaniu, byliśmy umówieni w parlamencie, niechronionym, tam każdy może wejść z ulicy, zapytać, co słychać.

(Senator Grażyna Sztark: Jak u nas kiedyś.)

Parlament jest nieduży, jak widzicie, bo na tylu mieszkańców… To jest jak u nas szkoła gdzieś w małym mieście. Tu nas witają, przywitał nas przewodniczący parlamentu.

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Ja nazwiska może odpuszczę, bo… Słuchajcie, on się nazywał Steingrímur Sigfússon, tak się nazywał. To jest ten pan pod muchą… Nie, przepraszam, ten pan, który tu idzie, to jest przewodniczący. Całą opiekę…

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Zamiast straży marszałkowskiej tam jest pan, który obsługuje szatnię i wszystkim się zajmuje. To jest sala obrad parlamentarnych, mieści 73 osoby plus ministrów, którzy mają dodatkowe fotele. To jest miejsce pracy każdego parlamentarzysty. Jak państwo widzicie, są tam przyciski „tak”, „nie” i „wstrzymuje się”.

(Rozmowy na sali)

To jest miejsce przewodniczącego. To tak fajnie, staroświecko wygląda. Po głosowaniu na tablicy pojawiają się lampeczki zapalone lub niezapalone, to zależy, jak kto głosował, czy był obecny, czy nie. U góry jest loża dla widzów. Podobno można tam wejść, jak ktoś jest na wycieczce. Jeden widz to jest ichni oficer SOP. Oni nie byli przyzwyczajeni, tak powiedzieli, do takiej delegacji jak nasza, w takiej obstawie. Niemniej…

(Wypowiedź poza mikrofonem)

(Senator Grażyna Sztark: No więc właśnie, bo to chyba…)

Mieliśmy spotkanie, podczas którego była wymiana myśli, z dwóch stron były zadawane pytania. Ja pytałem m.in. o możliwości nawiązania kontaktów kulturalnych, bo przecież mamy się czym pochwalić. Oni powiedzieli, że są otwarci, ambasador powiedział, że będzie czynił w tej sprawie starania.

Na tyłach parlamentu jest ogródek, można sobie tu posiedzieć. Ludzie często skracają sobie tędy drogę, nie ma żadnych…

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Ten kościół po prawej to jest katedra luterańska, niewielki kościół, jeszcze z początków powstawania miasta portowego. Miasto leży nad oceanem, ale pośrodku jest także jezioro. W głębi widać taką piękną budowlę, to jest kolejny kościół luterański, bardzo długo budowany, w kształcie ostrosłupa.

Wieczorem poszliśmy na proszoną kolację w domu rządowym. Dom rządowy należał kiedyś do administratora portu, obecnie ten drewniany, piętrowy budynek służy rządowi do przyjmowania gości. Przyjęto nas… O, to jest zupa, którą nas podjęto. Nie będę roztaczał opowieści o tym, co było dalej, bo po tym spotkaniu, po długich rozmowach nareszcie poszliśmy spać. Tam jest przesunięcie czasowe, a więc traciliśmy trochę… Ja nawet ustawiłem sobie budzik o 2 godziny za wcześnie, bo o tym zapomniałem.

Następnego dnia zaproponowano nam krótką wycieczkę, być może na prośbę pana marszałka, który był ciekaw, co jest nieco dalej. Proszę państwa, pojechaliśmy tam, gdzie widać ten lodowiec. Tu są napisy Gullfoss, to jest wodospad, i po lewej stronie Geysir, czyli gejzer, od tego nazwano gejzery. To był najdalszy wypad. Później tą drogą podjechaliśmy… Tu jest też Ϸingvellir, to jest dolina, gdzie w X w. rodził się parlament założony przez wikingów. Wszyscy przypływali z Wysp Owczych, z Irlandii itd. i tu obradował parlament. Pokażę za chwileczkę… Musieliśmy wstać bardzo rano, żeby zdążyć objechać ten mały kawałek kraju i wrócić na poumawiane spotkania. No, jedziemy. Z daleka widać jakieś dymy, każdy myślał, że to gejzery, ale jak się zbliżyliśmy, to się okazało, że to są elektrownie, które dosłownie za półdarmo produkują energię. Tam jest najtańsza energia elektryczna na świecie, bo praktycznie całą czerpią z ziemi. Krajobraz, jak państwo widzicie, jest pozbawiony drzew. Dla nich taki fragment zielonego obszaru, jak u nas za oknem, to jest coś, nad czym oni się rozczulają, za czym wzdychają. Obejrzałem najgrubsze, największe drzewo, potem je państwu pokażę, i… U nas każdy by wydął usta i powiedział: e, tylko to? To jest ten ogromny wodospad. Huk straszliwy, parowanie. Jesteśmy ciepło ubrani, jak tu widać po panu marszałku, bo wiało tam niemożebnie. Zbliżyliśmy się do miejsca, gdzie gorąca para wylatuje z ziemi na wysokość dwudziestu paru metrów. O, właśnie tak. Ta woda dookoła jest bardzo gorąca, podobno niektórzy potracili tam trampki. W kolejnym punkcie – ciągle jesteśmy w parku narodowym – przywitał nas dyrektor parku narodowego, on przejął nad nami opiekę. Teraz będziemy oglądali to miejsce zebrań pierwszego parlamentu. Tam jest dużo tablic poglądowych, pokazuję je państwu na wyrywki. O, to jest uskok pomiędzy tymi oberwanymi skałami, jest droga i tu, na tych przestrzeniach zbierali się ci, którzy mieli jakieś sprawy do rozstrzygnięcia. My wiele wieków później mieliśmy w Piotrkowie i w Lublinie Trybunał Koronny, a oni tutaj też mieli coś na kształt trybunału, gdzie wyrokował jeden człowiek. Tu przybywają setki, tysiące ludzi. Tu pokazuję państwu takie miejsce, w którym wypoczywają przedstawiciele rządu, prezydent. Jest też niewielki kościół. Ten kościół odwiedził nasz Jan Paweł II. Byliśmy tutaj, wysłuchiwaliśmy opowieści. To jest niewielki, drewniany kościół. To jest ławka z tabliczką przypominającą, że to właśnie tutaj usiadł papież. Przed nami i za nami jest samochód policyjny, musimy się szybko przemieszczać. Tam są tablice opisujące, na czym polegały obrady dawanego parlamentu. To budzi szacunek.

W końcu przyjeżdżamy do szkoły polskiej… przepraszam, do szkoły, bo jest też polska szkoła w Reykjaviku. To jest program tego pobytu, hymn polski, polonez. Powitali nas dyrektor i założycielka, były przemówienia, przemawiała premier Islandii, marszałek, ich minister edukacji i nasza pani minister, przewodnicząca rady miejskiej. Chciałbym zwrócić uwagę na to, że pani premier przyjechała jakby do Biedronki po bułki: zaparkowała samochód, wysiadła z citroëna, poszła. Za chwilę przyjechała pierwsza dama, żona prezydenta, kolejnym samochodzikiem, stanęła na parkingu przy szkole, poszła do środka. My nie wiedzieliśmy, że to są tak ważne osoby. Przyjechaliśmy w tym samym czasie, a dopiero tam się okazało, obok kogo parkujemy. Ot po prostu… O, to jest właśnie pani premier, to jest pierwsza dama, tu są pierwsze rozmowy. Impreza odbywała się w dużej sali gimnastycznej, były tańce, przemówienia. Tu przemawia pani premier, ona nawet powiedziała bardzo miło: jesteście częścią naszej historii, a my stajemy się częścią waszej historii. Bardzo sympatycznie na tym wieczorze, kiedy jedliśmy tę późną kolację… Tam bardzo podkreślano, że Polska ich nie zawiodła, kiedy wszyscy odwrócili się od nich w czasie kryzysu bankowego. Wtedy Polska jedyna udzieliła im kredytów, nie bojąc się, że na tym straci. Oni wszystko spłacili, są w porządku i są Polsce dozgonnie wdzięczni. Po lewej stronie jest przewodnicząca rady miejskiej Reykjaviku; wygląda tu jak przedszkolanka. Ta niska pani była kiedyś czołową gimnastyczką artystyczną, obecnie jest ministrem edukacji, nauki i sportu. Tu jest pierwsza dama, pani premier, ja, z tyłu pani minister, pan Andrzej Papierz i po lewej stronie ambasador, który dopinał te wszystkie sprawy. Pokazują dziesiątkę, bo to było dziesięciolecie szkoły. To było naprawdę niezwykłe wydarzenie. Potem mieliśmy krótki moment, dosłownie 20 minut, na spacer. To jest urząd miasta w Reykjaviku. Pokazuję go państwu, bo otoczono go wodą. To jest najstarsze drzewo, jarząb szwedzki, a to najstarszy dąb w Reykjaviku, pamiętający XIX w. Oczywiście nie zapominamy, że oni ciągle są na tej bulgoczącej ziemi. O, a to jest podstawowa maskotka, można to kupować niegrzecznym dzieciom.

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Wieczorem mieliśmy, proszę państwa, spotkanie z Polonią w ambasadzie. To jest duża sala. Na początku, jak zawsze, były przemówienia, a potem już rozmowy. Rozmawiali wszyscy ze wszystkimi, trwało to długo, bo każdy chciał zamienić parę słów, podowiadywać się, kto dawno nie był w Polsce… Jedzenie było polskie. Tu pokazuję państwu tort, który był dzielony, z okazji dziesięciolecia szkoły. Z ambasady jest widok na zatokę, w głębi jest sala koncertowa. Jeśli chodzi o ambasadę, to jest blisko tego ścisłego centrum.

Następnego dnia, czyli już w niedzielę rano, mieliśmy spotkanie z nauczycielami polskimi. Nauczycieli jest ok. 70, najwięcej, bo 34, pracuje w Reykjaviku, ale oni mają 362 uczniów, w innych miejscach jest tych uczniów o wiele mniej, bo od 20–35 do 50. Tu akurat jest pani, która uczy muzyki, z synem, oni pięknie występowali. Zresztą mąż tej pani też jest, że tak powiem, ukończonym muzykiem, on kiedyś w tym pracował. To było spotkanie, na którym można było zadawać pytania, podzielić się informacjami o swoich szkołach. Tu właśnie ci państwo opowiadają… Oni mieszkają na dalekiej północy i mieli wtedy problemy z dojazdem, bo niestety w niektórych miejscach drogi są kiepskiego gatunku. Te dookoła wyspy są jakie takie, ale w interiorze nie da się przejechać bez wielkich kół i napędu na cztery koła. Po tym spotkaniu pojechaliśmy do katedry katolickiej. Tak wygląda ta katedra, przypomina nasze świątynie gotyckie. Tu nas powitano, była też msza święta. Stąd wyruszyliśmy w stronę lotniska. Na trasie złożyliśmy kwiaty na cmentarzu, to jest ogromny cmentarz na przedmieściach Reykjaviku. Tu spoczywa załoga polskiego statku „Wigry”, który zatonął w 1942 r. u wybrzeży Islandii: „Cześć pamięci tych, którzy zginęli śmiercią marynarza”. Oni opiekują się tym miejscem – mówię o lokalnej Polonii – my złożyliśmy tutaj wieniec od Senatu, wysłuchaliśmy opowieści. Ten pan po prawej stronie jest szefem Polonii, nazywa się Witold Bogdański, on służył nam jako przewodnik pierwszego i drugiego dnia. A tu też jest cmentarz, duży, wojenny, spoczywają, tu głównie żołnierze angielscy.

Na trasie do lotniska mieliśmy jeszcze wizytę w siedzibie prezydenta Islandii. Dojeżdża się do niej, za przeproszeniem, jak do mnie na działkę, bez żadnych spowalniaczy. Tu jest kościół ewangelicki, a te budynki z tyłu to jest rezydencja prezydenta, pana Guðniego Jóhannessona. Jego żona jest Kanadyjką, to tak à propos, widzieliśmy tę panią wcześniej. Bardzo mile nas tu przywitano, prezydent z każdym się uścisnął. Zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia, prezydent oprowadził nas po tym budynku, pokazał szesnastowieczną Biblię przykrytą takim plastikowym kloszem i powiedział: to tylko po to, żeby dzieci tam czegoś nie namalowały. On ma trójkę czy czwórkę dzieci. Pokazał też złożony mu podarunek, to jest album o Chopinie plus płyty itd., był z tego bardzo dumny. Mieliśmy też krótkie spotkanie przy stole, gdzie można było usłyszeć wiele komplementów, bo oni pamiętają Polakom to wsparcie, a jednocześnie są bardzo wdzięczni za to, że Polonia nie tworzy tam żadnych problemów. To też jest dla nich takie… Jak wiecie, nie wszyscy obcokrajowcy są tak spolegliwi… Ale tam każdy ma swoje miejsce, Polacy nie prowadzą żadnych niepotrzebnych działań. Oni są z tego… Tak nas poczęstowano, żebyście nie myśleli, że… To jest taki zwijany naleśniczek – ja nawet zażartowałem, że to specjalnie pierwsza dama smażyła – cieniutki, dobra herbata.

No i następny punkt. Żeby wsiąść do samolotu, mieliśmy pięćdziesiąt parę minut, a my na trasie odwiedziliśmy jeszcze siostry karmelitanki bose w Hafnarfjörður. Tam są karmelitanki, Polki. One nas pięknie przywitały śpiewem i muzyką. Byliśmy bardzo zaskoczeni. Oczywiście jest to klasztor reguły zamkniętej, one zawsze za kratą. Są bardzo sympatyczne, wszystkie to są Polki. Mieliśmy jeszcze możliwość spożycia tego, co te siostry upiekły. One są za tą zasłoną, za chwilę zasłona się rozsunęła, wymieniliśmy uśmiechy. Ponieważ u nas w Łodzi jest klasztor karmelitanek bosych, jedna z sióstr też była w Łodzi, to mogłem nawiązać do swojego miasta. Te siostry są bardzo radosne, wdzięczne. Dłuższy czas, ok. 8–10 minut, pan marszałek, pani minister i pan Papierz… Tu też siostry się radowały, bo jak marszałek zapowiedział „a teraz Papierz z siostrami porozmawia”, to one aż podskoczyły. Wszyscyśmy żartowali z tego nazwiska, oczywiście nie czyniąc szkody temu, z którego… Z okien rozciąga się widok, taki bardzo skromny, na niewielkie miasteczko, w którym przyszło im żyć.

A za chwilę deszcz na pożegnanie, no i lecimy do kraju. To było wszystko.

Ja tu zapisałem trochę uwag. Nie wiem, ile jeszcze… Mamy jeszcze chwilkę, to ja tylko powiem… Z tych rozmów z nauczycielami wynikało…

(Przewodnicząca Janina Sagatowska: …Nie mamy aż tak dużo, bo jest jeszcze jeden punkt…)

Oj, przepraszam. Tak? Oni najbardziej domagali się zaliczenia tamtejszego stażu nauczycielskiego podczas starań o pracę w Polsce. Pani minister im obiecała, że to w końcu zostanie uregulowane. Ta sprawa była dla nich niezrozumiała. Ale to jest jeden z wielu… Nie chciałbym tu wychodzić poza ramy. Dziękuję pięknie.

(Przewodnicząca Janina Sagatowska: Dziękuję bardzo.)

Starałem się, jak mogłem, reprezentować komisję godnie.

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

Bardzo dziękujemy za przybliżenie nam tego kraju, którego tak dobrze nie znamy, nie ma tam aż tak dużo wyjazdów. Tak że bardzo, bardzo dziękujemy.

(Wypowiedź poza mikrofonem)

…Pan tak to powiedział… Czuliśmy się, ja przynajmniej czułam się tak, jakbym uczestniczyła w tym razem z panem. Dziękuję.

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Dziękuję bardzo.

(Rozmowy na sali)

…Na pewno, bo one dotyczą głównie nauczycieli i pani minister Zalewska na pewno wszystko…

(Senator Ryszard Bonisławski: Tak, tak, to daliśmy…)

Tak.

(Senator Ryszard Bonisławski: …Z rozmów prywatnych też przekazaliśmy.)

Tak, dobrze. Dziękuję bardzo.

Został nam jeszcze jeden punkt.

Punkt 3. porządku obrad: sprawozdanie senatora Roberta Gawła z udziału w obchodach 100-lecia Odzyskania przez Polskę Niepodległości oraz w I Kongresie Edukacji Polonijnej w Belfaście

Poproszę pana senatora Roberta Gawła o relację z wyjazdu do Belfastu na I Kongres Edukacji Polonijnej i obchody stulecia niepodległości.

Proszę, Panie Senatorze.

Senator Robert Gaweł:

Dziękuję, Pani Przewodnicząca.

Będzie naprawdę krótko i tylko to, co najważniejsze.

Proszę państwa – następny slajd, Pani Anito, jakby można – to jest połowa listopada, w Belfaście zaczynają się odbywać jarmarki świąteczne. To jest City Hall, główne miejsce administracji, jak sama nazwa wskazuje, ratusz w Belfaście. Następny slajd. Byłem w dwóch, a właściwie w trzech miejscach: na południu w Belfaście, w stolicy Irlandii Północnej; na północnym zachodzie w Derry – katolicy mówią Derry, a protestanci Londonderry – byłem także kawałek pod Belfastem, w takiej miejscowości Newtownards. Jeżeli chodzi o sytuację w Irlandii Północnej, taką, jaka jest dzisiaj, to powiem, że ona jest trudna. Jak komuś się wydaje, że w Polsce są podziały, to nie zna tego, co jest w Irlandii Północnej. Te podziały są tam od XVII w., a szczególna ich eskalacja nastąpiła w latach siedemdziesiątych XX w., bo w Derry w roku 1972 miały miejsce wydarzenia, które nazywane są przez historyków krwawą niedzielą. Wtedy to manifestantów katolickich zaatakowało wojsko brytyjskie, zginęło wtedy 14 osób. Ten konflikt eskalował aż do roku 1998, kiedy na podstawie tzw. porozumień wielkanocnych ustanowiono pokój między katolikami a protestantami, a tak naprawdę między zwolennikami korony brytyjskiej a zwolennikami autonomii Irlandii Północnej. Tak że ogólnie mówiąc, to wszystko gdzieś podskórnie jest.

Obecnie Irlandczyków bardzo dzieli też sprawa brexitu, aczkolwiek większość jest przeciwko temu, co się stało. Ci, którzy mają pojęcie o stosunkach brytyjskich, szczególnie nasz ambasador, którego miałem okazję poznać, bo też tam był, mówią, że sytuacja jest bardzo niedobra, bo tak naprawdę Brytyjczycy zaczynają żałować tej decyzji. Dla nas ona także jest niedobra, ponieważ Wielka Brytania była jedynym krajem Unii Europejskiej, który potrafił równoważyć politykę niemiecką w Europie. To po pierwsze. Po drugie, Wielka Brytania zawsze podchodziła do spraw europejskich, do budżetu w sposób rozsądny, w taki sposób, żeby mniej wydawać, a bardziej patrzeć na pozyskiwanie środków i na to, żeby ten budżet europejski był bardziej zrównoważony, jeśli chodzi o wydatki. Tak że brytyjskiego podejścia będzie brakowało. Nie wiadomo, jak to się skończy. Od stycznia 2017 r. w Irlandii Północnej nie ma rządu na skutek nieporozumień, jakie są między unionistami a Sinn Féin, czyli partią katolicką.

No i teraz przechodzimy do samego kongresu. Pierwszy kongres polonijny, polskich szkół w historii Irlandii Północnej… Następną fotografię proszę, potem będzie to jeszcze lepiej widać. Razem z dwójką swoich dzieci, synem i córką, stoi pani Agnieszka Zając, która jest szefową tego kongresu, taką animatorką ruchu nauczycielskiego, który jest w Irlandii Północnej i zrzesza ogólnie szkoły polskie, te sobotnie szkoły. Jest 9 szkół, które należą do tego forum i które ze sobą współpracują. Te 2 dni to były głównie warsztaty polegające na pracy z młodzieżą, skierowane przede wszystkim do nauczycieli. Przyjechali także wykładowcy z Polski, z Polskiej Akademii Nauk. Następny slajd. Teraz będzie kilka slajdów pokazujących te zajęcia. Pani Anito, następny. Widać, że nauczyciele pracują w grupach, są wykładowcy. Proszę następny slajd. Kilka takich reporterskich zdjęć zdjąłem z portali polskich w Irlandii. Następny. To jest właśnie pani profesor Oćko z Polskiej Akademii Nauk, która pojechała na wykłady w ramach dwóch dni tego forum edukacji. Następny proszę. Ogólnie rzecz biorąc… My musimy zdać sobie sprawę z tego, że ci polscy nauczyciele, którzy tam są – a forum zrzesza 9 szkół, w każdej jest od 130 do 150 dzieci, mniej więcej taka jest średnia w przypadku tych nauczycieli… Na tym kongresie była ich około setka, tylu przyjechało do Belfastu. Oni oczywiście wymieniali swoje doświadczenia, a głównym tematem była dwujęzyczność.

Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że to są szkoły sobotnie, które wymagają ogromnego poświęcenia, nie tylko ze strony dzieci, które ten sobotni czas… Ich przyjaciele irlandzcy, brytyjscy mają już weekend, a one niestety idą do szkoły. No a rodzice muszą je dowieźć, muszą przywieźć itd. Musimy walczyć o to, żeby te placówki mogły funkcjonować. Zresztą za chwilę powiem o planach, jakie ma nasz konsul, pan Majewski. Tu muszę powiedzieć, że jest nowy konsulat, 19 grudnia będzie otwierany w Belfaście generalny konsulat. Następne zdjęcia, Pani Anito. To są jeszcze zdjęcia z tych zajęć. Proszę dalej. Wybrałem takie fajne zdjęcia, pokazujące, że mamy tam fajne dzieciaki. A to już jest podsumowanie jednej z tych części, która odbyła się akurat w City Hall, z udziałem polskiej grupy rekonstrukcyjnej. Muszę powiedzieć, że zaszczyciła nas także pani przedstawiciel królowej, która jest lordem na Irlandię Północną. Przyjechała z szacunku dla Polaków, w związku z obchodami setnej rocznicy odzyskania niepodległości i tym, że odbywał się ten kongres.

Następne fotografie. To są właśnie uczestnicy kongresu. Dalej. Tu są dzieci w polskich strojach ludowych. Wszystko było bardzo fajnie przygotowane, oczywiście były występy itd. Dalej. Tu też są jeszcze zajęcia. Kolejne zdjęcia. Tu widzimy, jak wyglądają te ćwiczenia, te są dla młodszych grup … Dzieci objęte tą sobotnią edukacją mają od 3 do 16 lat, tak że to jest dosyć duży przedział. Kolejne zdjęcie. Ono też jest z warsztatów. Duże zainteresowanie… Następne. Są rodziny mieszane, polskie. A tu są piękne inscenizacje. Kolejne. Na tych oficjalnych uroczystościach przekazywaliśmy podarunki. Jak zawsze przez naszych pracowników przygotowywane są podarunki, które przekazujemy, był też list od pana marszałka Karczewskiego, który przeczytałem. Kolejne. Tu jest pani poseł Joanna Fabisiak z polskiego parlamentu. Proszę państwa, to jest to, co dzisiaj było mówione. Pani poseł nie jest z partii, którą ja reprezentuję, a jednak musimy się dogadywać i się dogadujemy, prowadzimy też wspólną politykę. Trzeba pokazywać na zewnątrz… Pani poseł jest bardzo miła… Trzeba trzymać sztamę, nie wolno nam, gdy wyjeżdżamy zagranicę… To trzeba powtarzać, ja myślałem, że w Polsce nie trzeba, ale trzeba, bo czasami jak się ogląda to, co pokazują w telewizji, to, jak się niektórzy zachowują… No to jest skandal. My musimy umieć pokazać za granicą jedność. A sprawy wewnętrzne…

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Tak naprawdę oni na te sprawy patrzą z dystansu, z dużego dystansu i wielu rzeczy nie przeżywają, mają też swoje problemy.

Następne. To jest właśnie pani lord, przedstawiciel Jej Królewskiej Mości Elżbiety II. Dalej. Tutaj ja przemawiam. Końcowe zdjęcia. Za chwilę przejdziemy…

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Teraz tak. Tu jest bardzo ciekawa sprawa. Pan ambasador Rzegocki, z którym rozmawiałem, powiedział „Wybieram się jutro na odsłonięcie polskiego pomnika w Newtownards”, a ja zapytałem, czy mogę z nim pojechać. No i nie żałuję, proszę państwa. Chcę powiedzieć tak. Zainteresowanie Polską w Irlandii Północnej, podobnie jak w Anglii, jest ogromne. Dzieją się dwie rzeczy i to mówią Polacy, którzy tam mieszkają od lat. Po pierwsze, jeżeli są uroczystości historyczne przywołujące pamięć Polaków – tu akurat jest odsłonięcie takiego małego pomnika ku pamięci polskich pilotów z dywizjonów lotniczych 303 i 315, które tam stacjonowały – to na tej uroczystości jest burmistrz, są przedstawiciele rady miejskiej, ale także są przedstawiciele parlamentu. Kiedyś nie było takiej obstawy, jeżeli chodzi o urzędników. To jest pierwsza sprawa: szacunek dla polskiej tradycji, dla tego, co Polacy zrobili dla Wielkiej Brytanii, ale też wyrzuty sumienia co do tego wszystkiego, czego kiedyś Brytyjczycy nie doceniali. Po drugie, jest aspekt współczesny. Polska migracja, polscy migranci są oceniani jako najlepsza grupa, ta, która się najlepiej zintegrowała, która uczy się, która zna język, jest bardzo dobrze wykształcona i pracuje na potrzeby gospodarki brytyjskiej. Tak są obecnie postrzegani Polacy. Oczywiście są obawy, co będzie dalej, konsulat przygotowuje się nawet do wystawienia paszportów, bo jeszcze nie wiemy, jak się skończy brexit, jakimi zobowiązaniami wobec obcokrajowców. Kolejne. To są właśnie córki tych pilotów. Zrobiono tam taki mały obelisk. Jest brytyjski ceremoniał wojskowy, jest asysta wojskowa, są sztandary, a przede wszystkim są weterani armii brytyjskiej. Kolejne zdjęcie. Tutaj jest akurat memoriał brytyjski, polska flaga, tam dalej flaga RAF-u, Królewskich Sił Powietrznych. Proszę dalej.

Tu jest chłopak, nazywa się Staś Rudzki, mieszka w Irlandii. On jest kadetem w Queen’s University Officers’ Training Corps, w oficerskiej szkole wojskowej, Polak. Chłopiec świetnie mówi po polsku. Tam jest jeszcze ksiądz Mario Jachym z Tralee z Irlandii, ale to z Republiki Irlandii. Też go tam spotkałem. Dalej. Oczywiście byli przedstawiciele The Royal British Legion, czyli takiego stowarzyszenia kombatantów. Zostaliśmy tam przyjęci, było takie małe przyjęcie, było bardzo wielu kombatantów. Dalej. Na cmentarzu składaliśmy wieńce z ambasadorem i z konsulem generalnym. To są inne wieńce niż u nas, my jesteśmy przyzwyczajeni do żywych kwiatów, a tam są sztuczne. Królują maki, bo od I wojny światowej mak jest symbolem pamięci o weteranach. Dalej. Tak to wyglądało na cmentarzu w tej małej miejscowości. Dalej. To jest Katy Carr, ta druga z prawej obok pani konsul, między panią poseł…

(Wypowiedź poza mikrofonem)

Tak jest. To jest piosenkarka brytyjska polskiego pochodzenia. Jest, można powiedzieć, bardzo ekstrawagancka, bardzo impulsywna, ale strasznie kocha Polskę, w każdym momencie: przy jedzeniu, przy stole, jak śpiewa. Można by było długo opowiadać. Bardzo sympatyczna, urocza osoba. Przesyła wszystkim pozdrowienia, a największe pani senator przewodniczącej i pani senator Anders. W przyszłym roku jest siedemdziesiąta rocznica zdobycia Monte Cassino i ona już szykuje cały recital z tym związany.

Jedziemy dalej. Aha, to moja prywatna… Wyszedłem sobie sam zobaczyć muzeum Titanica w Belfaście. Na początku XX w. to była największa stocznia świata. To jest bardzo ciekawe miejsce, warto to zobaczyć – następne zdjęcie – ma kształt pięcioramiennej gwiazdy, bo to był symbol linii White Star, które były liniami tego transatlantyku Titanic.

I kolejna sprawa. Nie wyłączajmy jeszcze, nie klikajmy. Powiem tylko na koniec, że bardzo patrzą na nas, na naszą komisję… Zgadzam się z ambasadorem polskim w Londynie, że Polonia na Wschodzie potrzebuje pomocy, to jest prawda. Tam jest…

(Przewodnicząca Janina Sagatowska: Na Zachodzie…)

Ale Zachód… Jeśli chodzi o przekaz, jeśli chodzi o pozycję Polski, o to, co się o Polsce mówi, to ten przekaz jest budowany tam, a nie na Wschodzie. Tak że oni mówią: pamiętajcie o nas, pamiętajcie o… Oczywiście przekazywaliśmy pozdrowienia.

(Wypowiedź poza mikrofonem)

I następny, ostatni slajd. Trzeba kliknąć dwa razy.

(Rozmowy na sali)

Tamten się nie włączył? Tam jest muzyczka, jest pokazane, jak dzieci występują.

(Głos z sali: Nie ma. Nie wgrało się.)

(Przewodnicząca Janina Sagatowska: Szkoda…)

Inny program. Szkoda, tam dzieci śpiewają po polsku i po angielsku. No niestety, może kiedy indziej. Dziękuję za uwagę.

Przewodnicząca Janina Sagatowska:

Bardzo dziękujemy i zapewniamy Polonię całego świata, że wszyscy jednakowo pozostają w zakresie naszego zainteresowaniu, to znaczy głównie takim… Wszystko badamy pod kątem tego, jak Polonia zajmuje się głównymi, następującymi zadaniami: krzewieniem kultury, tradycji i języka polskiego. To jest wyznacznik, jeśli chodzi o naszą współpracę i budowanie dialogu polsko-polonijnego. Polonia na Zachodzie także jest w sercach naszych i jest sercem naszym. Dziękujemy.

Czy w sprawach różnych… Myślę, że już nie. Musimy kończyć, bo sala jest potrzebna.

Dziękuję. Ja uważam, że zostałam bardzo ubogacona, myślę, że wszyscy. Zostałam bardzo ubogacona przedstawionymi efektami wizyt i tym dorobkiem. Jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy byli, i jednocześnie dziękuję wszystkim, którzy tworzą taką Polskę poza granicami. Dziękujemy bardzo.

(Głosy z sali: Dziękujemy.)

Zamykam posiedzenie komisji. Dziękuję.

(Koniec posiedzenia o godzinie 16 minut 00)