Narzędzia:

Posiedzenie: 32. posiedzenie Senatu RP IX kadencji, 5 dzień


13,14, 15, 16, 20 i 21 grudnia 2016 r.
Przemówienia z dnia następnego Przemówienia z dnia poprzedniego

Przemówienie senatora Czesława Ryszki w dyskusji nad punktem 14. porządku obrad

Przemówienie senatora Czesława Ryszki w dyskusji nad punktem 14. porządku obrad

Panie Marszałku! Wysoka Izbo!

Senat, oddając cześć pamięci św. Brata Alberta Chmielowskiego – powstańca styczniowego, artysty i opiekuna ubogich – w setną rocznicę jego śmierci, przypomina współczesnym dewizę życiową tego świętego Kościoła Powszechnego: „być dobrym jak chleb”. Równocześnie Senat podkreśla, że życie Alberta Chmielowskiego może być wzorem człowieczeństwa, w którym najważniejsze jest „więcej być, niż mieć”.

Proszę mi pozwolić na krótką refleksję nad ideami życia św. Brata Alberta Chmielowskiego. Co takiego wydarzyło się w jego życiu, że powstaniec, patriota, szlachcic, artysta, porzucił swoje środowisko i oddał się pracy wśród ubogich?

Jak się uważa, do decyzji dojrzewał długo, widząc w Krakowie nędzę wielu bezrobotnych, ludzi z marginesu, którzy pozostawieni samym sobie, degradowali swoje człowieczeństwo. Na początku, nie zrywając kontaktu z artystycznym i arystokratycznym światem, nie rezygnując z malowania, starał się w miarę możliwości pomagać biednym. Kiedy jednak zobaczył tzw. noclegownię na krakowskim Kazimierzu, wstrząśnięty ludzką biedą, odnalazł sens życia w służbie nędzarzom. W ich twarzach zobaczył odbicie jedynej twarzy, która nosi w sobie to, co próbował przez lata oddać w obrazie „Ecce Homo”. Twarz Jezusa.

Za zgodą biskupa krakowskiego Albina Dunajewskiego Adam Chmielowski przywdział prosty habit zakonny na wzór kamedulskiego i przybrał imię brata Alberta. Do swojej rodziny napisał: obiit Adamus Chmielowski, natus est fr. Albertus (umarł Adam Chmielowski, narodził się brat Albert). 1 listopada 1887 r. podpisał umowę z magistratem Krakowa, biorąc bezinteresownie w opiekę miejską ogrzewalnię. Odtąd co wieczór przychodził tam na nocleg, przynosząc swoim podopiecznym jedzenie. Po wielu tygodniach tak ich obłaskawił, że pozwolili mu pokierować ich życiem. Pamiętał przy tym, że nie wystarczy dać biednym chleba, postarać się o dach nad głową, ale należy zadbać także o ich dusze.

Do swoich idei przekonał kilku innych mężczyzn, którzy wkrótce zgodzili się złączyć ślubami, dając fundament pod przyszłe zgromadzenie albertynów. Również zdołał zgromadzić wokół siebie niewiasty oddane sprawie pomocy najbiedniejszym. Odtąd zaczyna przejmować przytuliska dla biednych w innych miastach, m.in. w Sokalu, Jarosławiu, Przemyślu, Stanisławowie. W Zakopanem na Kalatówkach buduje pustelnię.

Zgromadzenia powołane przez Brata Alberta miały charakter nie tylko religijny, ale w jak najszerszym znaczeniu społeczny. Bracia i siostry podejmowali więc służbę społeczną wszędzie tam, gdzie zaistniała taka potrzeba. Brat Albert widział ich nie tylko w przytuliskach, ale na wsiach wśród najbiedniejszych chłopów, w dużych skupiskach robotników, mieli się opiekować aresztami miejskimi i tymi wszystkimi miejscami, które w czasach krytycznych gromadzą najbiedniejszych. Oczywiście skromna liczba braci i sióstr nie pozwoliła mu zrealizować wszystkich zamierzeń. Dojrzałym owocem jego wysiłków stały się wielkomiejskie przytuliska dla bezdomnych i bezrobotnych oraz zakłady dla kalek i nieuleczalnie chorych, dla starców i umysłowo upośledzonych.

Przytuliska w rozumieniu Brata Alberta były „domami, gdzie najniższy proletariat, a więc bezdomni ludzie, nędzarze, niedołężni, żebracy, wyrobnicy bez zajęcia znajdują ratunek w swych ostatecznych potrzebach, a w dalszym celu mogą mieć poprawę stanu materialnego przez dobrowolną pracę zarobkową. Ogólnie mówiąc, były to domy w równej mierze chwilowego schronienia, stałego przytułku i pracy dobrowolnej”. Swoją obecnością i pracą w przytulisku Brat Albert nadał im wieloraki sens, przede wszystkim społeczny i religijny. Usiłował przemienić je w dom rodzinny, gdzie ludzie odnajdywaliby wiarę w siebie, dzisiaj powiedzielibyśmy: gdzie mógłby się dokonać proces ich resocjalizacji.

Pod względem religijnym Brat Albert zmierzał do tego, by ubodzy w przytuliskach pod wpływem pracujących z nimi braci czy sióstr wracali na drogę wierności zasadom moralnym. Dokonywać się to miało na zasadzie przykładu, a nie nawracania. Była to służba z miłości, rozumiana jako świadectwo miłosierdzia wobec krzywdzącej niesprawiedliwości społecznej. Pytał bowiem Brat Albert: co uczynić, aby pomóc Łazarzom i nawrócić bogaczy; znieść nierówność między głodującymi, pokrzywdzonymi, bezbronnymi i sytymi, bronionymi przywilejami? Zwykle nie widzi się innej drogi jak zmiana układów społecznych i gospodarczych przez rewolucję.

Brat Albert wybrał inną drogę: miłosierdzia chrześcijańskiego. Pragnął przemienić ludzkie serca przez miłość i sprawiedliwość społeczną. Rozpoczął od wielkiej przemiany siebie, od radykalnego świadectwa swoim życiem. Wszedłszy na tę drogę miłosierdzia, Brat Albert nie zatrzymał się, ale oprócz przytulisk dla dorosłych, zakładał domy dla bezdomnych dzieci i młodzieży, zakłady dla kalek i starców, a w czasie I wojny światowej otoczył opieką szpitale wojskowe i epidemiczne. W sumie powstało 20 placówek heroicznej walki z nędzą. Pustelnie i domy wiejskie zrodziły specyficznie albertyńską ascezę zakonną. To tu uczono się, jak urzeczywistniać na co dzień maksymalizm chrześcijańskiej miłości Boga i bliźniego; rozumieć i uwierzyć, że trud całego życia braci i sióstr to troska o to, by życie powierzonych im ludzi uczynić godnym człowieka. Dom zakonny był utożsamiony z przytuliskiem, w którym bracia lub siostry przebywają z ludźmi bezdomnymi na tych samych prawach, a to wszystko z myślą, by przez obecność i przykład zmobilizować nędzarza do podejmowania wysiłków skierowanych do przełamania własnej niedoli.

Za życia św. Brata Alberta powstało 20 placówek, w których pracowało wśród tysięcy nędzarzy ponad 40 braci i 120 sióstr. Ta wielka liczba ludzi i metoda pracy albertyńskiej sprawiły, że wszystko, co robił Brat Albert, wykraczało poza zwykły charytatywny czyn zakonny, a nabierało wymiaru miłości i sprawiedliwości społecznej.

Pragnę przypomnieć, że Sejm podjął uchwałę o ustanowieniu roku 2017 Rokiem Adama Chmielowskiego, podkreślając w niej, że św. Brat Albert przyczynił się do utrwalenia najważniejszych postaw społecznych oraz dał Polakom nadzieję na niepodległość i sprawiedliwość społeczną w ciągu kolejnych dziesięcioleci.

Wybitny krakowski filozof ks. Konstanty Michalski tak to skomentował: „Dziwiono się tej postaci, ale też rozumiano, że idzie z niej coś takiego jak permanentna rewolucja. Duszę swą dawał brat Albert za tych, za których w Krakowie już nikt dać jej nie chciał”.

Nie jest tajemnicą, że postacią Adama Chmielowskiego był zafascynowany Karol Wojtyła zarówno jako młody człowiek, jak i po latach, kiedy już został papieżem. Powiedział wówczas o nim: „Święty Brat Albert nie pisał uczonych traktatów. On po prostu pokazał, jak należy miłosierdzie czynić. Pokazał, że kto chce prawdziwie czynić miłosierdzie, musi stać się bezinteresownym darem dla drugiego człowieka. Służyć bliźniemu to według niego przede wszystkim dawać siebie, być dobrym jak chleb”.

Przemówienie senatora Macieja Łuczaka w dyskusji nad punktem 32. porządku obrad

Przemówienie senatora Macieja Łuczaka w dyskusji nad punktem 32. porządku obrad

Podstawowym celem omawianej dziś ustawy jest przede wszystkim wprowadzenie nowych świadczeń emerytalnych i rentowych dla osób, które w okresie od dnia 22 lipca 1944 r. do dnia 31 lipca 1990 r. pełniły służbę na rzecz totalitarnego państwa.

Wprowadzenie nowelizacji do ustawy z dnia 23 stycznia 2009 r. o zaopatrzeniu emerytalnym żołnierzy zawodowych oraz ich rodzin oraz ustawy o zaopatrzeniu emerytalnym funkcjonariuszy Policji, Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Służby Wywiadu Wojskowego, Centralnego Biura Antykorupcyjnego, Straży Granicznej, Biura Ochrony Rządu, Państwowej Straży Pożarnej i Służby Więziennej oraz ich rodzin oraz zawarte w niej rozwiązania okazały się nieskutecznie. W związku z tym do Sejmu trafiła omawiana nowelizacja tych przepisów. Wprowadzone zmiany wydają się trafne, a nawet potrzebne.

W obecnym stanie prawnym byli funkcjonariusze organów bezpieczeństwa państwa oraz WRON mają bardzo wysokie przywileje emerytalne, co może wydawać się absurdalne, gdy emeryci walczący kiedyś o wolność i niepodległość naszego kraju nie mają z czego żyć. Aby przerwać to nieuzasadnione gloryfikowanie byłych funkcjonariuszy organów bezpieczeństwa, należy wprowadzić zaproponowane zmiany. W związku z wprowadzeniem nowego ustawodawstwa dojdzie do obniżenia emerytur policyjnych i rent inwalidzkich funkcjonariuszy, którzy pełnili służbę na rzecz totalitarnego państwa, a także policyjnych rent rodzinnych pobieranych po takich funkcjonariuszach.

Reasumując: moim zdaniem wprowadzenie nowych przepisów prawnych sprawi, że emeryci walczący o niepodległość naszego kraju zostaną wreszcie potraktowani w sposób sprawiedliwy.

Przemówienie senatora Rafała Ambrozika w dyskusji nad punktem 32. porządku obrad

Przemówienie senatora Rafała Ambrozika w dyskusji nad punktem 32. porządku obrad

Panie Marszałku! Wysoki Senacie!

Dziś Senat RP ma przed sobą uchwaloną przez Sejm ustawę, która odbiera przywileje emerytalne – podkreślam: przywileje emerytalne, a nie uprawnienia emerytalne – byłym funkcjonariuszom PRL-owskiej służby bezpieczeństwa. Nazywana jest ta ustawa „dezubekizacyjną”, choć prawną treść pewnie lepiej oddawałaby nazwa „ustawa degratyfikacyjna”, albowiem pozbawia ona funkcjonariuszy dawnej UB i SB wynikających z tej służby gratyfikacji.

O tym, czym była w Polsce komunistyczna bezpieka, świadczą przestrzelone czaszki polskich patriotów, dziś wydobywane spod płotów na Powązkowskiej Łączce i w wielu innych miejscach. Świadczą o tym tysiące ofiar – takich jak rotmistrz Pilecki, generał „Nil”, „Inka”, „Zagończyk”, „Anoda”, a z bliższych nam czasów takich jak bł. ksiądz Jerzy Popiełuszko, Grzegorz Przemyk czy Piotr Bartoszcze. Świadczy o tym pamięć zamordowanych robotników Poznania, Wybrzeża czy górników kopalni „Wujek”.

Bezpieka była w Polsce formacją zbrodniczą, wątpliwości w tej sprawie nie miał nawet Sejm II kadencji, zdominowany przez SLD i PSL, który w uchwale z 16 listopada 1994 r. stwierdził, że „struktury Urzędu Bezpieczeństwa, Informacji Wojskowej, prokuratury wojskowej i sądownictwa wojskowego, które w latach 1944–1956 były przeznaczone do zwalczania organizacji i osób działających na rzecz suwerenności i niepodległości Polski, są odpowiedzialne za cierpienia i śmierć wielu tysięcy obywateli polskich. Sejm potępia zbrodniczą działalność tych instytucji”.

Sejm następnej, III kadencji w uchwale z 18 czerwca 1998 rl. w sprawie potępienia totalitaryzmu komunistycznego nie miał wątpliwości, że zbrodnicza karta komunizmu dotyczy całego okresu PRL i stwierdził: „Za niezbędne uważamy ukaranie wszystkich winnych komunistycznych zbrodni popełnionych w latach 1944–1989 na ziemiach polskich, w tym także zdrajców podejmujących decyzje podporządkowujące Polskę obcemu mocarstwu, działających przeciwko wolności, niepodległości i demokracji”.

Służbę komunistycznemu zniewoleniu potępiały też instytucje europejskie, np. Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy, które w rezolucji nr 1481 z 26 stycznia 2006 r. w sprawie konieczności międzynarodowego potępienia zbrodni totalitarnych reżimów komunistycznych stwierdziło: „Totalitarne reżimy komunistyczne, które panowały w Europie Środkowej i Wschodniej w ubiegłym wieku i które nadal są u władzy w kilku krajach na świecie, charakteryzują się, bez wyjątku, masowymi naruszeniami praw człowieka. Naruszenia te różniły się w zależności od kultury, kraju i okresu historycznego, ale łączyły się z indywidualnymi lub zbiorowymi zabójstwami i egzekucjami, śmiercią w obozach koncentracyjnych, głodem, deportacjami, torturami, niewolniczą pracą i innymi formami masowego terroru fizycznego, prześladowaniem na tle etnicznym i religijnym, naruszeniem wolności sumienia, przekonań i wypowiedzi, wolności prasy i brakiem pluralizmu politycznego (pkt 2)”.

Z kolei rezolucja Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy nr 1096 z 27 czerwca 1996 r. w sprawie środków demontażu dziedzictwa po byłych totalitarnych ustrojach komunistycznych nawet wprost odnosi się do ubeckich emerytur: „W wyjątkowych przypadkach, gdy rządzące elity dawnego reżimu przyznały sobie wyższe emerytury niż pozostałej części społeczeństwa, emerytury te powinny być ograniczone do zwykłego poziomu”.

Parlament Europejski przyjął 2 kwietnia 2009 r. rezolucję w sprawie świadomości europejskiej i totalitaryzmu. Zgodnie z treścią tej rezolucji Parlament Europejski „wyraża szacunek dla wszystkich ofiar systemów totalitarnych i niedemokratycznych w Europie i składa hołd wszystkim, którzy walczyli przeciwko tyranii i uciskowi”.

Ustawa, nad którą dziś dyskutujemy, jest takim właśnie hołdem złożonym tym, którzy walczyli przeciwko tyranii i uciskowi, tracąc nierzadko życie, zdrowie, perspektywy życiowe, a którzy dziś często doświadczają biedy, podczas gdy dawni ich oprawcy i prześladowcy pobierają emerytury wielokrotnie wyższe od ich świadczeń.

Wysoka Izbo, dzieje Polski tak się ułożyły, że oprawcy naszego narodu zazwyczaj nie ponieśli za swoje zbrodnie żadnej kary. Nie odpowiedzieli za ludobójstwo na Polakach ani sprawcy Katynia, ani sprawcy rzezi wołyńskiej, ani kaci i oprawcy powstańczej Warszawy. Przeszkody dla ich odpowiedzialności leżały poza naszymi granicami. Ale nie odpowiedzieli za swe zbrodnie również zbrodniarze żyjący w Polsce. Wielu z nich nawet w wolnej już Rzeczypospolitej chowano z honorami – bywało, że nad skrytymi mogiłami zamordowanych przez nich bohaterów. Niektórzy jeszcze żyją i całkiem dobrze się mają, a nawet zabierają głos w sprawie polskiej demokracji, jak ostatnio pewien zbrodniarz sądowy żyjący spokojnie w Szwecji.

Nie umieliśmy jako państwo i naród rozliczyć komunistycznych zbrodniarzy w sensie odpowiedzialności karnej, ale stać nas jeszcze na elementarną sprawiedliwość historyczną i społeczną, taką, żeby funkcjonariusze służący komunistycznemu zniewoleniu nie byli przynajmniej w sytuacji socjalnej lepszej niż sytuacja wielu ofiar tego zniewolenia.

Służba Bezpieczeństwa, choć potępiona w oficjalnych deklaracjach państwowych, a także europejskich, ma jednak zastępy twardych obrońców. W latach dziewięćdziesiątych podejmowano dwie próby odebrania przywilejów emerytalnych ludzi dawnej bezpieki, ale w obu wypadkach uchwalone już ustawy zawetowali prezydencji Lech Wałęsa, a potem Aleksander Kwaśniewski. W czym się różnili to różnili, jeden drugiemu nogę chciał podawać zamiast ręki, ale w sprawie obrony ubeckich przywilejów stanęli twardo po ich stronie. Ręka w rękę i noga w nogę.

Dziś słyszymy starą piosenkę: odpowiedzialność zbiorowa, jak tak można, była przecież weryfikacja i temu podobne. Wyciąga się argument: dlaczego tylko funkcjonariusze bezpieki, a nie np. sędziowie czy prokuratorzy? Odpowiedź jest prosta. Otóż sądy czy prokuratury nawet w PRL powołane były do zwalczania przestępstw, a więc do działalności z założenia pożytecznej, byli jednak sędziowie czy prokuratorzy, którzy się tym założeniom sprzeniewierzyli, za co powinni ponieść indywidualną odpowiedzialność. Jednakże służba bezpieczeństwa była z założenia zła. Tam się wstępowało świadomie po to, żeby czynić zło, żeby czynić szkodę ludziom i służyć komunistycznemu zniewoleniu. O ile w sądownictwie czy w prokuraturze aktem sprzeniewierzenia się był konkretny niesprawiedliwy wyrok, o tyle w służbie bezpieczeństwa aktem sprzeniewierzenia się interesom narodu była sama służba, samo wstąpienie do niej. Powiedzmy wprost: wstąpienie do bezpieki to był pakt z diabłem i sam ten pakt rodzi odpowiedzialność, niezależnie od tego, co złego w ramach tego paktu uczynił wstępujący. Nie ma to nic wspólnego z odpowiedzialnością zbiorową, nie, tu chodzi o odpowiedzialność osobistą, za osobisty akt wstąpienia do służby z istoty swej służącej komunistycznemu zniewoleniu.

Dlatego jeśli dziś mielibyśmy się z czegokolwiek tłumaczyć, to nie z represyjności tej ustawy, a raczej z jej pobłażliwości. Ustawa obniża emerytury ludzi dawnej bezpieki do poziomu średniej emerytury, a więc do poziomu nieosiągalnego przez 60% polskich emerytów, wśród których jest wiele ofiar tejże bezpieki. Kiedy słyszę ten płacz, zgrzytanie zębów, pytania o to, z czego będą teraz żyli ci biedni dawni funkcjonariusze, odpowiadam, że 60% polskich emerytów żyje, mając mniej. Te łzy więc nie wzruszają.

Była też trzecia próba ukrócenia ubeckich przywilejów, skuteczna w 2009 r., która wprowadziła wreszcie bardzo ograniczone, niemniej jednak pewne obostrzenie ubeckich przywilejów emerytalnych. Pan prezydent Lech Kaczyński ustawę podpisał. Próbowano ją podważyć w Trybunale Konstytucyjnym, ale nieoczekiwanie okazało się, że Trybunał nie stanął po stronie ubeków. Co ciekawe, sędzią sprawozdawcą był kończący właśnie dziś swą kadencję sędzia Andrzej Rzepliński, najdalszy chyba od podejrzeń o sprzyjanie politycznym poglądom i koncepcjom Prawa i Sprawiedliwości. Sformułowania, które zawarte zostały w uzasadnieniu Trybunału dotyczącym wyroku z 24 lutego 2010 r. powinny przeciąć wszelkie dyskusje na temat podstaw prawnych obcięcia przywilejów materialnych dawnej bezpieki.

Trybunał stwierdził wtedy: „Regulacja wprowadzona ustawą z 23 stycznia 2009 r. jest kolejnym przejawem procesu uporania się demokratycznego ustawodawcy z rozliczeniem – w granicach państwa prawnego – reżimu komunistycznego panującego w Polsce w latach 1944–1989. Aksjologicznym uzasadnieniem tego rodzaju prawodawstwa jest w szczególności preambuła Konstytucji, w której ustrojodawca nawiązuje do «najlepszych tradycji Pierwszej i Drugiej Rzeczypospolitej» (przemilczając okres rządów komunistów) i przypomina o «gorzkich doświadczeniach z czasów, gdy podstawowe wolności i prawa człowieka były w naszej Ojczyźnie łamane»”.

Dalej Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że „na straży panowania komunizmu w Polsce w latach 1944–1989, na straży tego, że rzeczywistością nie były w Polsce wolność i demokracja, wolny rynek i nasza przynależność do świata Zachodu, czego bezpośrednim skutkiem była degradacja cywilizacyjna kraju, objawiająca się m.in. głębokim rozkładem gospodarki i finansów – stały organy bezpieczeństwa Polski Ludowej i ich funkcjonariusze.

System ten opierał się na rozbudowanym organizacyjnie oraz liczbowo aparacie tajnych policji politycznych. Głównym celem tego aparatu było utrzymywanie i podtrzymywanie reżimu komunistycznego. Dla realizacji tego celu funkcjonariusze organów bezpieczeństwa Polski Ludowej stosowali w pierwszym okresie terror, a rutynowo poniżanie, inwigilowanie niewinnych osób, fabrykowanie dowodów; łamali podstawowe prawa i wolności człowieka. Metody działania, ich skala i natężenie zmieniały się w czasie, ale ich istota była ta sama – podtrzymywanie reżimu prawno-politycznego wrogiego prawom człowieka. W nagrodę rządząca partia komunistyczna gwarantowała tym funkcjonariuszom praktyczną bezkarność za nadużycia władzy, szybsze niż w innych służbach mundurowych awanse, wysokie uposażenie za służbę, liczne dodatkowe przywileje gospodarcze i socjalne oraz wysokie świadczenia emerytalne.

Trybunał nie ocenia indywidualnych motywacji dobrowolnego przecież wybierania służby przez dziesiątki tysięcy osób, głównie młodych mężczyzn, w organach bezpieczeństwa Polski Ludowej. Jest prawdopodobne, że motywacje czysto zawodowe (służba w tajnej policji) nie różnią się od tych, jakie występują obecnie. Istotną różnicę czyni przedmiot wyboru. W żadnym przypadku wybór służby w tajnej policji politycznej państwa komunistycznego nie zasługuje na aprobatę, niezależnie od komórki organizacyjnej i stanowiska służbowego funkcjonariusza. Trybunał podziela pogląd ustawodawcy, że jedynie podjęcie odważnej próby udzielenia przez funkcjonariusza pomocy ofierze represji politycznych zasługuje na aprobatę”.

Trybunał zajął się też kwestią postępowania kwalifikacyjnego wobec funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa w 1990 r. i stwierdził, że „nie można traktować decyzji komisji kwalifikacyjnych o tym, że były funkcjonariusz może być «przydatny» w nowej służbie, jak państwowego świadectwa moralności za okres służby w SB, ani tym bardziej nie można traktować tych opinii jako równoznacznych z orzeczeniem sądowym o niewinności”.

Trybunał zauważył nadto, że „inaczej niż milicjanci czy strażacy, wśród których w latach 1980–1981 powstał ruch sprzyjający dążeniu do demokratycznych reform, funkcjonariusze organów bezpieczeństwa Polski Ludowej byli zasadnie wówczas postrzegani jako środowisko jednolicie wrogie rządom prawa i demokracji w Polsce. […] Byli funkcjonariusze organów bezpieczeństwa Polski Ludowej ani razu, po roku 1990, nie wydali oświadczenia, indywidualnie czy choćby w najmniejszej grupie, odnoszącego się, jeżeli nie jednoznacznie krytycznie, to choćby dystansująco wobec instytucji, w której służyli”.

To zresztą słyszymy dziś na ulicach, w tych bulwersujących protestach przeciw ustawie, organizowanych przez środowiska dawnych funkcjonariuszy SB, w tych wypowiedziach, że stan wojenny był w istocie wydarzeniem kulturalnym. Zero pokory, zero wyrzutów sumienia, nic tylko arogancja i buta, przykra, ze wspierania i podsycania przez opozycję. Wstyd, że są w Polsce rzekomi obrońcy demokracji, stający w jednym szeregu z ludźmi odpowiadającymi za zniewolenie i terror, będący zaprzeczeniem demokracji.

A skoro o wstydzie mowa, to z przykrością przeczytałem dołączoną do projektu ustawy opinię Sądu Najwyższego, który odżegnuje projekt od czci i wiary, nazywa go represyjnym, naruszającym zasady podziału władzy, nie bacząc na stanowisko Trybunału Konstytucyjnego i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Na miejscu sędziów Sądu Najwyższego odczuwałbym wstyd i zażenowanie z powodu tak jaskrawej i fałszywej obrony funkcjonariuszy dawnego reżimu. Trzeba naprawdę złej woli i zamknięcia oczu i uszu na podstawowe fakty i argumenty, by ten projekt nazwać represyjnym. Przedziwne to zaślepienie najwyższej instancji sądowej.

Trybunał stwierdził też, że „ustawodawca miał wynikające z wartości konstytucyjnych prawo do negatywnej oceny organów bezpieczeństwa Polski Ludowej. Pozwalało to ustawodawcy na przyjęcie regulacji, której celem byłoby zniwelowanie niesłusznie nabytych przywilejów funkcjonariuszy tych organów objętych szczególnym systemem zaopatrzenia emerytalnego w stosunku do innych osób objętych tym systemem”. Ponadto „bezpodstawne byłoby oczekiwanie zakazu wyciągania przez demokratyczne państwo prawne negatywnych, w tym innych niż prawnokarne, konsekwencji prawnych wobec byłych funkcjonariuszy za ich wysoce nagradzaną służbę w tajnej policji politycznej i w innych organach represji będących podstawą władzy każdej dyktatury”.

Warto dodać, że i skargi na obniżenie emerytur SB składane w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu zostały odrzucone. Trybunał Praw Człowieka uznał w 2013 r., że praca skarżących w Służbie Bezpieczeństwa, stworzonej po to, by naruszać podstawowe prawa człowieka chronione przez europejską konwencję, powinna być uważana za istotną okoliczność dla zdefiniowania i uzasadnienia kategorii osób, które mogą być objęte redukcją świadczeń emerytalnych.

Skoro Trybunał Konstytucyjny, w uzasadnieniu pisanym piórem sędziego Rzeplińskiego, nie miał wątpliwości co do moralnych i prawnych argumentów przemawiających za ograniczeniem przywilejów emerytalnych dawnej bezpieki, skoro nie miał co do tego żadnych wątpliwości Trybunał w Strasburgu, to my w tej sali wątpliwości nie powinniśmy mieć tym bardziej.

Rekomenduję przyjęcie ustawy bez poprawek, w imię elementarnych zasad sprawiedliwości historycznej i społecznej, w imię podstawowych zasad moralności i prawa.