Narzędzia:

Posiedzenie: 28. posiedzenie Senatu RP IX kadencji, 1 dzień


19, 20 i 21 października 2016 r.
Przemówienia z dnia następnego

Przemówienie senatora Czesława Ryszki w dyskusji nad punktem 5. porządku obrad

Przemówienie senatora Czesława Ryszki w dyskusji nad punktem 5. porządku obrad

Panie Marszałku! Wysoka Izbo!

Mamy przed sobą kolejny projekt ustawy, która pozwoli usunąć z przestrzeni publicznej ostatnie, mam nadzieję, budowle gloryfikujące ustrój totalitarny, głównie komunistyczny, choć nie tylko komunistyczny. Przypomnę, że tzw. ustawa matka z 1 kwietnia 2016 r., która dotyczyła zakazu propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej, weszła już w życie. Ustawa ta eliminowała z przestrzeni publicznej już istniejące nazwy dróg, ulic, mostów, placów i innych obiektów propagujące symbole ustrojów totalitarnych.

Ponieważ chcielibyśmy, aby ta pierwsza ustawa weszła szybko w życie, nie uregulowano w niej kwestii dotyczących usunięcia obiektów budowlanych o charakterze nieużytkowym takich jak pomniki, obeliski, popiersia, tablice pamiątkowe, napisy i inne znaki. Nie ulega wątpliwości, że takie budowle mają szkodliwy wpływ na społeczeństwo, zwłaszcza na młode pokolenie, pozwalają bowiem zwolennikom totalitaryzmu na propagowanie ich poglądów, a także upamiętniają wydarzenia i osoby mające zbrodniczy wpływ na historię Polski. W przypadku tej pierwszej ustawy mieliśmy świadomość konieczności jej uzupełnienia tak, aby oczyścić polską przestrzeń publiczną ze wszystkich reliktów przeszłości, a zarazem zabezpieczyć nas przed ich pojawieniem się w przyszłości.

W projekcie ustawy znajduje się katalog obiektów budowlanych, które powinny zostać usunięte. Dzięki temu samorządy będą mogły podjąć skuteczne działania w celu oczyszczenia przestrzeni publicznej z symboli totalitarnych, jednak zgodnie z założeniami nowelizacji przepisom dotyczącym usuwania przedmiotowych obiektów budowlanych nie podlegają groby, miejsca pochówku, a w szczególności cmentarze wojenne. Są to miejsca pamięci i spoczynku ofiar wojennych – zarówno żołnierzy, jak i ludności cywilnej. Tej kwestii dotyczą również zobowiązania międzynarodowe zawarte między RP a np. Federacją Rosyjską, w które nie należy ingerować.

Projekt słusznie zakłada, że proces dekomunizacji nadzorowaliby wojewodowie w porozumieniu z IPN. Na gruncie przywołanej regulacji mogą pojawić się trudności w ustaleniu organu II instancji właściwego do rozpatrzenia odwołania od decyzji wojewody nakazującej usunięcie pomnika. Z uwagi na charakter spraw, które będą załatwiane w drodze wskazanego rozstrzygnięcia wojewody – nakaz usunięcia pomnika – organem odwoławczym będzie minister kultury i dziedzictwa narodowego. Dodatkowo za takim rozwiązaniem przemawia fakt wyłączenia spod regulacji ustawy pomników wpisanych do rejestru zabytków. Tym samym to jedynie minister właściwy do spraw kultury i ochrony dziedzictwa narodowego będzie mógł zweryfikować to, czy decyzja wojewody nakazująca usunięcie pomnika nie dotyczy obiektu wpisanego do rejestru zabytków, co może być np. argumentem podniesionym w odwołaniu od takiego rozstrzygnięcia. Zadania i kompetencje organu odpowiedzialnego za ochronę zabytków wykonuje, w imieniu wojewody, wojewódzki konserwator zabytków, którego działania podlegają nadzorowi sprawowanemu przez generalnego konserwatora zabytków.

Oblicza się, że na terenie Rzeczypospolitej Polskiej znajduje się obecnie ponad 500 obiektów budowlanych, które powinny zniknąć z przestrzeni publicznej i z całą pewnością powstaną różne problemy związane z wykonaniem ustawy. Na przykład w wielu komendach Policji znajdują się tablice czy popiersia upamiętniające funkcjonariuszy SB i milicjantów, którzy zasłużyli się, działając na rzecz władzy ludowej. W całym kraju jest co najmniej kilkadziesiąt takich symboli – poza tablicami są także pomniki i obeliski. Nie ulega wątpliwości, że te symbole stanowią upamiętnienie czegoś, co pozostaje w sprzeczności z naszą racją stanu, poczuciem godności narodowej oraz wartością, jaką jest niepodległość, i dlatego powinny zostać usunięte z przestrzeni publicznej.

Są sytuacje proste, kiedy treść napisów, ich znaczenie ewidentnie wskazują na to, że powinny zostać usunięte, a miejsca, w których się znajdują – np. budynki komend czy komisariatów – pozwalają łatwo to zrobić. Bywa jednak tak, że nie jest to oczywiste, bo np. napisy są tak sformułowane, że trzeba dokładniej zbadać, co rzeczywiście było przedmiotem upamiętnienia. Oczywiste jest np. to, że należy usunąć tablicę znajdującą się na siedzibie warszawskiego zarządu CBŚP, która upamiętnia poległych w walce o utrwalenie władzy ludowej 737 funkcjonariuszy MO i SB z województwa warszawskiego. Z kolei analizy wymagają symbole upamiętniające np. milicjantów „poległych w walce z bandytami”. Jak powiedział wiceminister MSWiA Jarosław Zieliński, może się pod tym kryć zarówno walka z podziemiem niepodległościowym, jak i rzeczywista sytuacja, czyli śmierć milicjanta spowodowana działaniem przestępców. Minister Zieliński przypomniał, że wśród funkcjonariuszy MO byli też tacy, którzy sprzeciwiali się ówczesnej władzy i byli przez nią szykanowani. Poinformował, że do MSWiA zwróciło się Stowarzyszenie „Godność” skupiające funkcjonariuszy MO represjonowanych w PRL i ich rodziny, apelując o to, by nie usuwać np. tablic znajdujących się na budynku Komendy Stołecznej Policji czy szkoły policyjnej w Katowicach, bo upamiętniają one milicjantów, którzy domagali się zmian w milicji. Minister zaznaczył, że trzeba te zagadnienia wyjaśniać i rozróżniać.

Policja to obecnie największa służby mundurowa mająca swoją dumną historię, milicja zaś, podobnie jak Służba Bezpieczeństwa, za czasów PRL była jedną z formacji bezwzględnie wykorzystywanych do utrwalania systemu komunistycznego i zwalczania patriotycznych dążeń do wolności. Szkoda, że mimo ćwierćwiecza polskiej suwerenności w wielu miejscach wciąż występują różne symbole gloryfikujące tamte działania, tamte formacje i tamtą epokę.

I jeszcze pytanie: co stanie się z usuniętymi tablicami, pomnikami i obeliskami? Czy powinny one zostać zgromadzone w jednym miejscu, czyli zachowane jako haniebne świadectwo epoki, zachowane także po to, by można było do nich sięgać np. w celach naukowych? A może należy je zdemontować i zniszczyć jako symbol zła? Jak sądzę, odpowiedź przyniesie życie.

Przemówienie senatora Czesława Ryszki w dyskusji nad punktem 11. porządku obrad

Przemówienie senatora Czesława Ryszki w dyskusji nad punktem 11. porządku obrad

Panie Marszałku! Wysoka Izbo!

Mamy w Senacie dopiero przedsmak problemu CETA, czyli opowiedzenia się za bardzo kontrowersyjną umową handlową o wolnym rynku między Unią Europejską a Kanadą. Poufne negocjacje w tej sprawie zakończyły się w sierpniu 2014 r., a 23 września 2016 r. w Bratysławie europejscy ministrowie handlu wstępnie zadeklarowali je przyjęcie. 27 października ma ją ratyfikować Komisja Europejska. Aby umowa weszła w życie, musi ją parafować wszystkich 27 państw UE.

Licząca ponad 2 tysiące stron umowa ma swoich zwolenników oraz zagorzałych przeciwników. Zwolennicy twierdzą, że umowa posłuży ogólnemu dobrobytowi, konkretnie Kanada otworzy swój rynek dla polskich towarów. W przypadku np. produktów rolnych skorzystają na tym producenci nabiału, napojów alkoholowych, owoców i warzyw. Uproszczone zostaną procedury dopuszczenia do rynku, co obniży koszty, zwłaszcza dla mniejszych przedsiębiorstw zainteresowanych eksportem. W momencie wejścia w życie umowy bezcłowo odbywać się będzie 91% handlu w ramach eksportu do Kanady. Co ważne, produkty niespełniające wymogów UE nie będą mogły być importowane i CETA nic tu nie zmienia. Przeciwnicy CETA mają jednak poważne wątpliwości, podobne do tych, jakich doświadczyliśmy, otwierając nasz kraj bez żadnych zabezpieczeń na rynek europejski: przyniosło to Polsce różne negatywne skutki. A jakie negatywne skutki może przynieść CETA?

Choć zapewni ona unijnym, a więc także polskim przedsiębiorcom większe możliwości prowadzenia działalności gospodarczej w Kanadzie, to będzie korzystna wyłącznie dla wielkich firm ponadnarodowych. Takich jest większość w Kanadzie. Największe niebezpieczeństwo grozi naszemu rynkowi rolnemu. Kanadyjczycy zezwalają np. na sprzedaż jabłek modyfikowanych genetycznie, co uderzy głównie w Polskę, gdzie produkcja jabłek jest największa w UE. W Kanadzie został dopuszczony do sprzedaży nawet genetycznie modyfikowany łosoś jako produkt spożywczy. Ponadto zniesienie barier podatkowych i celnych np. na zmodyfikowaną pszenicę i kukurydzę, na mięso i sery doprowadzi do zanikania małych gospodarstw rodzinnych, a także do wyeliminowania upraw ekologicznych. W konsekwencji Polska ze swoimi milionami drobnych rolników, wielkimi lasami i zachowaną bioróżnorodnością, zamiast być europejską i światową potęgą w produkcji żywności ekologicznej, uzależni się całkowicie od importu taniej żywności z Zachodu.

Tak polityka wobec CETA wygląda od złej strony. Ale, jak oświadcza rząd, są w umowie pewne zabezpieczenia i wyjątki, które pozwolą chronić własny rynek. Premier Beata Szydło zapewniła, że Polska nie przyjmie żadnej umowy, która będzie godzić w interesy Polaków i polskich przedsiębiorców oraz rolników. Jak potwierdza, rolnicy będą chronieni kontyngentami taryfowymi i okresami przejściowymi. Dla przykładu, w sektorze mięsnym: w imporcie wołowiny z Kanady będzie obowiązywał kontyngent w wysokości 45 tysięcy ton, co odpowiada 0,6% unijnego rynku. Jednym słowem, CETA nie wpłynie na wielkość i strukturę produkcji rolnej w Polsce.

I wreszcie, aby dodatkowo zabezpieczyć polski interes, Sejm przegłosował poprawkę do uchwały, która nakłada obowiązek ratyfikacji CETA większością 2/3 głosów w Sejmie i Senacie.

Obecnie zarówno w Europie, jak i w Polsce rozpoczęły się protesty i manifestacje przeciw umowie CETA. Między innymi rolnicza „Solidarność” zaapelowała do rządu i parlamentu o odrzucenie tej umowy, podkreślając, że traktat stanowi zagrożenie dla funkcjonowania polskich gospodarstw rodzinnych i rolnictwa. Ponadto napływ tańszej, choć gorszej kanadyjskiej żywności spowoduje zagrożenie dla bezpieczeństwa żywności; kanadyjskie normy nie spełniają europejskich standardów.

Podkreśla się również, że Kanada jest tak mocno powiązana gospodarczo ze Stanami Zjednoczonymi umową NAFTA, iż umowa CETA wprowadzi tylnymi drzwiami produkty z USA do Europy. A to byłoby już znacznie bardziej niebezpieczne, ponieważ dotrze do nas żywność z GMO, pełna pestycydów, zabronionego u nas hormonu wzrostu itp. Jeśli nawet to wykryjemy i będziemy chcieli zablokować, to decydować będzie arbitraż, w którym prawnicy wielkich korporacji rekomendowani władzom UE i Kanady mogą nie działać na naszą korzyść. Doświadczyliśmy tego ostatnio przy tzw. podatku handlowym, kiedy to lobbyści wielkich sieci hurtowych i supermarketów w Polsce zablokowali w Brukseli jego wprowadzenie.

Zwolennicy wprowadzenia CETA twierdzą ponadto, że nawet po podpisaniu CETA, kiedy będzie tymczasowo stosowana w zakresie unijnych kompetencji, będzie można z niej się wycofać do czasu ratyfikacji przez wszystkie państwa członkowskie UE. Jak sądzę, wejście w życie jej części handlowej faktycznie pozwoli w pierwszych latach skorzystać na umowie, ale czy naprawdę – w przypadku jej negatywnych skutków – będzie można się wycofać? Obawiam się, że nie będzie to możliwe. Zadba o to międzynarodowy arbitraż, a przede wszystkim lobbyści wielkich koncernów. Odszkodowania w tej sytuacji mogą być większe aniżeli wcześniejsze korzyści.

Warto również pamiętać o sondzie na portalu Interia.pl. Na pytanie, czy jesteś za podpisaniem umowy CETA między Unią Europejską a Kanadą, „tak” odpowiedziało 9% osób, „nie” – 91%. Głosowały ponad 2 tysiące osób.

Generalnie jestem za obalaniem przeszkód dla handlu, otwieraniem rynku czy zwalczaniem protekcjonizmu. Jednak nie wszystko służy tzw. ogólnemu dobrobytowi. Poważne wątpliwości, jakie pojawiły się w przypadku CETA, należy absolutnie wziąć pod uwagę i dopóki nie będzie poważniejszych badań i ekspertyz, czy umowa opłaca się polskiej gospodarce, wstrzymać się od decyzji.