Narzędzia:

Posiedzenie: 22. posiedzenie Senatu RP IX kadencji, 2 dzień


6 i 7 lipca 2016 r.
Przemówienia z dnia poprzedniego

Przemówienie senatora Czesława Ryszki w dyskusji nad punktem 15. porządku obrad

Przemówienie senatora Czesława Ryszki w dyskusji nad punktem 15. porządku obrad

Panie Marszałku! Wysoka Izbo!

Na początku chciałbym odczytać opis wydarzeń z powiatu horochowskiego autorstwa Lucyny Kulińskiej, zamieszczony w księdze „Dzieje Komitetu Ziem Wschodnich na tle losów ludności polskich Kresów w latach 1943–1947”. Oto on. „Dochodzi północ. Koguty pieją. Cudowna księżycowa noc. Nagle w lasku za wsią – Pułhany w powiecie horochowskim – coś się poruszyło, jakieś szmery. Przywidzenie? Nie! Chwila ciszy. Potem znowu tur, tur, tur. Daleki skrzyp wozów. Cichy tętent kopyt końskich. I na drogę zalaną światłem księżyca wyjeżdża z lasku oddział konnych, a za nimi wozy i tłumy motłochu. Przysuwają się coraz bliżej wsi. Widać już teraz wyraźnie olbrzymie postacie z karabinami, nożami, siekierami, widłami i piłami.

Minęli pierwszą, drugą zagrodę, koło trzeciej zatrzymali się. Zeskoczyli z koni. Otoczyli dom, zdjęli karabiny z pleców i zaczęli gwałtownie dobijać się do drzwi i okien domostwa. Wychyliła się jakaś przerażona twarz kobieca. Strzelili – znikła. Przemocą, bo rozbiwszy drzwi i okna, wdarli się do chaty, po chwili szamotania rozległy się nieludzkie krzyki okropnie mordowanych. Wszystko zawarte było w tym krzyku. I ból spowodowany fizycznym cierpieniem, i stokroć może gorszym widokiem mąk i okrutnej śmierci najbliższych. Żal za życiem młodym i nienawiść, i groźba! A nade wszystko wybijał się z tego natłoku uczuć okrzyk krzywdy wołającej o pomstę do nieba! A ludzie ci, jakby nie słysząc tego wszystkiego, szli od chaty do chaty, siejąc śmierć i spustoszenie.

A gdy wreszcie doszli do ostatniej zagrody, zajęli się wyłapywaniem resztek i dobijaniem tych, co nie zdążyli uciec, rabowaniem, a wreszcie paleniem chat. I znowu szli przez wieś, tu jeszcze kogoś chwycili, rzucili go do płonącego domu, tu dziecku głowę rozbili o pień drzewa, tu powiesili wyrostka. Aż wreszcie, po załadowaniu na wozy zrabowanego majątku zabitych, wsiedli i jak widma śmierci odjechali drogą zalaną światłem księżyca, wśród skrzypu kół i krzyków rozbestwionych.

Księżyc zbladł. Noc miała się ku końcowi. Tylko wielka łuna palącej się wsi oświetlała okolicę. Na zgliszczach wyły psy żałosnym głosem. Nagle zza niedopalonej stodoły wychylił się cień – Aleksander Kolman – spojrzał na drogę. Odjechali. Poruszył się. Wyszedł na podwórze i skierował swe kroki ku zgliszczom chaty. Potknął się o coś. Trup ojca. Dalej leżały zwłoki brata, dwóch sióstr, dwa maleńkie trupki jego córek dwulatek, jego żony, którą poznał tylko po ubraniu. Twarz miała zupełnie zeszpeconą. Drżącą ręką otarł pot z czoła. Pogrzebał w popiele, który pozostał po jego rodzinnej chacie, znalazł coś, co było kiedyś łopatą i poszedł do sadku. Tam w ulubionym miejscu całej rodziny zaczął kopać. Pracował tak do brzasku. Poznosił wszystkie trupy do wspólnej mogiły i zakopał. Słońce wzeszło, a on stał jeszcze z głową opuszczoną na piersi, ze wzrokiem wbitym w ziemię, nad grobem najbliższych, nad swoją przeszłością”.

Panie Marszałku! Wysoka Izbo!

Ponad 60 lat temu nacjonaliści ukraińscy przystąpili do realizowania planu utworzenia niepodległego państwa ukraińskiego jednolitego narodowościowo – „Ukrainy dla Ukraińców”. Jak pisze Ewa Siemaszko, według ówczesnej nacjonalistycznej propagandy dopóki choć jeden Polak będzie na ukraińskich ziemiach, nie zdobędzie się niepodległej Ukrainy. „Bude lacka krow po kolina – bude wilna Ukrajina”; gdy polskiej krwi będzie po kolana, będzie wolna Ukraina – tym hasłem Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów i jej zbrojne bojówki, tj. Ukraińska Powstańcza Armia, uzasadniały ludobójstwo i agitowały za napadami. II wojna światowa miała być sprzyjającą ku temu okazją. Na przeszkodzie temu planowi stali Polacy, którzy choć na Wołyniu byli mniejszością (stanowili 16,6% ogółu ludności), do czasu wybuchu wojny mieli oparcie w silnym państwie polskim.

Mordowanie Polaków zaczęło się w 1939 r. Zamordowano tylko w tym roku ponad 10 tysięcy Polaków. Od stycznia do czerwca 1943 r. wymordowano drugie 10 tysięcy Polaków. Najgorsze miało nadejść. W nocy z 4 na 5 lipca 1943 r. UPA usiłowała wymordować Polaków w rejonie dużego polskiego ośrodka samoobrony Przebraże w powiecie Kiwerce, w którym od wiosny zgromadziło się kilka tysięcy Polaków w obawie przed ukraińskimi napadami.

11 lipca OUN-UPA rozpoczęła największą na Wołyniu akcję ludobójczą. Była to niedziela, w Cerkwi prawosławnej tego dnia obchodzono święto apostołów Piotra i Pawła. Tego dnia Polacy zostali zaatakowani w 4 gminach powiatu horochowskiego, tj. w co najmniej 11 miejscowościach, w 6 gminach powiatu włodzimierskiego, tj. w co najmniej 85 miejscowościach, oraz w co najmniej 3 miejscowościach powiatu kowelskiego. Szczególnie wstrząsające były napady na świątynie dokonane 11 lipca. Łączna liczba zamordowanych Polaków na Wołyniu w ciągu jednego miesiąca, tj. lipca 1943 r., wyniosła ponad 10 tysięcy 500 osób.

Niestety do dzisiaj historycy nie zbadali tej sprawy i nie odpowiedzieli na pytanie, kto i dlaczego mordował Polaków. Z tego powodu na polską naukę kładzie się głęboki cień stronniczości, ulegania polityce, a wreszcie indolencji. Jednocześnie niektórzy historycy stosują inwektywy pod adresem tych, którzy mówią prawdę o tej straszliwej zbrodni dokonanej nie tylko na ludności polskiej, ale też ukraińskiej. Nauka polska, jak i ukraińska biorą udział w tuszowaniu prawdy o zbrodni, w sposób wyraźny bronią jej sprawców, czyli Organizację Ukraińskich Nacjonalistów. To przecież ta ideologiczno-polityczna organizacja wszczęła w lipcu 1943 r. rewolucję narodową, mordując polską ludność. To członkowie tej organizacji stosowali wobec Polaków okrutne, sadystyczne tortury. Nie pomoże tu żadna polityczna poprawność – zbrodnię tę należy uznać za ludobójstwo. To ważne, że w uchwale Senatu napisaliśmy, iż „ofiary zbrodni popełnionych w latach 40. przez ukraińskich nacjonalistów do tej pory nie zostały w sposób należyty upamiętnione, a masowe mordy nie zostały nazwane, zgodnie z prawdą historyczną, ludobójstwem”. Lipcowe ludobójstwo Polaków do dzisiaj woła o pomstę do nieba. Woła także o pojednanie.