Narzędzia:

Zapowiedzi

6 października 2004 r.

6 października 2004

6 października br. z udziałem m.in. prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, marszałka Longina Pastusiaka i byłego premiera Tadeusza Mazowieckiego w Gdańsku odbyło się uroczyste posiedzenie Senatu Politechniki Gdańskiej, które zainaugurowało rozpoczęcie Jubileuszowego Roku Akademickiego na tej uczelni. Przed stu laty powstała Królewska Wyższa Szkoła Techniczna, a w 1945 r. w jej miejsce - Politechnika Gdańska.

Do Gdańska oprócz przedstawicieli władz państwowych przybyło także niemal 60 rektorów uczelni polskich i zagranicznych.

Przemówienie inauguracyjne wygłosił prof. Janusz Rachoń, rektor Politechniki Gdańskiej.

Prezydent A. Kwaśniewski w swoim wystąpieniu odniósł się m.in. do historii uczelni łączącej w sobie dwudziestowieczną historię państw i społeczeństw Polski i Niemiec, które teraz współtworzą zjednoczoną Europę. Podkreślił, że właśnie z Gdańska powinno popłynąć "za Odrę" przesłanie: "Jesteśmy gotowi do dobrej współpracy, do mądrego partnerstwa i wzajemnego szacunku".

Prezydent podkreślił też, że nie może być silnej Polski w silnej Europie bez dobrze wykształconego społeczeństwa.

"Polska jest potrzebna Europie, Polska jest potrzebna temu regionowi, Polska jest liczącym się uczestnikiem wszystkich wydarzeń (...) W Polsce i Polakach tkwi ogromny potencjał, który trzeba jak najmądrzej wykorzystać. A wy, profesorowie, jesteście tymi, którzy mają ukształtować młode pokolenie, aby ono zbudowało najwyższą jakość polskiej obecności we współczesnej Europie" - powiedział prezydent A. Kwaśniewski.

Podczas uroczystości marszałek L. Pastusiak powiedział:

Dziękuję za zaproszenie na dzisiejszą uroczystą inaugurację Jubileuszowego Roku Akademickiego, zorganizowaną z okazji setnej rocznicy powstania Politechniki w Gdańsku. Serdecznie gratuluję dotychczasowych osiągnięć Uczelni i życzę, by ten inaugurowany rok akademicki spełnił marzenia grona profesorskiego, by nadal kształciło jak najlepszych absolwentów, a studentom, aby zdobywali wiedzę na najwyższym poziomie.

Z przyjemnością przyjąłem zaproszenie organizatorów, bowiem jako senator Ziemi Pomorskiej, czuję się szczególnie związany z tym regionem, jego problemami i sukcesami.

Jest jeszcze inny powód, dla którego dzisiejsze spotkanie jest dla mnie miłe: odbywa się ono w środowisku, z którym jestem związany od lat. Jako profesor Uniwersytetu Gdańskiego, tu właśnie, na Wybrzeżu bardzo sobie cenię kontakty z kadrą i młodzieżą akademicką.

Sto lat istnienia politechniki w Gdańsku, jak i 60 lat Politechniki Gdańskiej, to dużo czasu, w którym wydarzyło się bardzo wiele. Przez mury uczelni przewinęło się w tym czasie wielu wybitnych profesorów i wykładowców, a wielu wychowanków służyło i służy nadal Polsce swoją wiedzą i umiejętnościami.

Truizmem jest stwierdzenie, że każda Politechnika jest uczelnią techniczną. Taką jest również i Politechnika Gdańska. Truizmem jest również stwierdzenie, że szerzenie wiedzy humanistycznej wśród adeptów zawodu inżynierskiego jest koniecznością. Zatem przedstawienie na ten temat refleksji humanisty i politologa, wydawać się może pewnego rodzaju niezręcznością czy nawet swoistą prowokacją. Oczywiście nie jest, ani jednym, ani drugim. Dlaczego? Z bardzo prostego powodu.

Otóż szybkie zmiany, które zachodzą we współczesnej gospodarce, niosą za sobą, między innymi, ewolucję zawodu inżyniera i jego roli we współczesnym świecie. Coraz większą rolę w różnych dziedzinach gospodarki odgrywają techniki informacyjne, transfer technologii, zintegrowane systemy zarządzania, podnoszenie jakości i produktywności, kultura pracy. Przeobrażenia te wymuszają potrzebę wszechstronnego kształcenia inżynierów, którzy będą mieli znaczący wpływ na poziom innowacyjności i konkurencyjności gospodarki.

Już ponad 20 lat temu francuski inżynier, profesor Bernard Descomps skonstatował to, mówiąc, że: "Dzisiejszy inżynier musi być zdolny do tego, by stworzyć, zbadać, wyprodukować, sprzedać i utrzymać "obiekty" wysokiej jakości - to znaczy takie, które, będą podobały się odbiorcom. By osiągnąć ten cel musi posiadać trzy rodzaje umiejętności, trzy typy kwalifikacji zdobyte w ramach różnych rodzajów kształcenia, tak by dzięki każdemu z nich posiąść środki, sposoby i metody powodujące działania o najwyższej efektywności".

Pierwsze z tych umiejętności to umiejętności techniczne, a więc wszystko to, co nazywamy jądrem technologicznym.

Druga z umiejętności wyróżnionych przez Descomps`a to znajomość metod i technik działania. Autor wyraźnie oddzielił aktywność badawczą od projektowania, uznając, że są to absolutnie różne etapy i metody działania inżynierskiego.

Trzeci rodzaj kompetencji inżynierskich to znajomość i zdolność rozumienia otaczającego świata. Jest to, zdaniem Descomps`a, umiejętność funkcjonowania i istnienia w środowisku otaczającym inżyniera. A więc to, kim i czym jest - a także kim powinien być - inżynier w swoim miejscu pracy. Działalność inżyniera musi być kompetentna. Musi on po prostu znać przedsiębiorstwo, w którym pracuje, musi rozumieć i znać kulturę techniczną współczesności. By to osiągnąć, powinien posiadać wiedzę z zakresu kultury i cywilizacji otaczającego go świata. Musi także posługiwać się narzędziem, którym jest znajomość języków obcych.

Mam świadomość, że duża część środowiska akademickiego wyraża aprobatę dla takiego poglądu. Potwierdzeniem tego jest fakt, że w obowiązujących standardach nauczania, czy jak to w przeszłości określano, minimach edukacyjnych dla uczelni technicznych, znalazły się wymogi prowadzenia zajęć nie tylko z nauk ogólnych, ale także i humanistycznych. To podejście jest jak najbardziej zgodne z tym, które istnieje na uczelniach technicznych w innych krajach.

Jak wiadomo, kandydat na inżyniera nie dysponuje pełnią wrodzonych umiejętności. Umiejętności swych uczy się, nabywa je, poszerza ich zakres w czasie edukacji, zwłaszcza świadomego uczenia się w szkole średniej i w czasie studiów.

Dlatego tak ważne jest, by w czasie edukacji politechnicznej umiejętności te były kształtowane jak najpełniej. Uczelnie zachodnie przyjęły ten wymóg jako nieodzowny. Tam zarówno środowiska akademickie, jak i pracodawcy dobrze wiedzą, że zakres niezbędnej wiedzy, jaką winien posiadać inżynier, by dobrze spełniać swoją rolę zawodową i społeczną, przypomina stolik na trzech nogach. Jedną nogę stanowi wiedza techniczna, drugą - wiedza z zakresu psychologii, organizacji, zarządzania i ekonomii, trzecią - wiedza ogólna, w tym, jak już podkreśliłem, znajomość języków obcych. Jak wiadomo z praw fizyki, stół na trzech nogach jest stabilny i nie chwieje się, ale gdy długość nóg jest różna - trudno go użytkować.

Niestety polskie uczelnie techniczne dość długo budowały takie "stoliki", w których dominowała wiedza techniczno-specjalistyczna, a młodzi adepci zawodu inżynierskiego byli przygotowywani przede wszystkim do pracy w dużych przedsiębiorstwach przemysłowych.

W dobie gospodarki rynkowej, w której dochód wytwarzają głównie małe i średnie przedsiębiorstwa, trzeba tworzyć nową sylwetkę inżyniera: inżyniera humanisty i inżyniera menedżera. Dlaczego? Ponieważ właśnie taki wzór inżyniera jest poszukiwany przez dzisiejszych pracodawców.

Istnieje także konieczność, by przekonywać młodych ludzi, że w ich poglądach nie może dominować wielkoprzemysłowe i technologiczne postrzeganie świata.

Dlatego właśnie przygotowanie humanistyczne absolwenta uczelni technicznej, powinno znaleźć odbicie w jego pracach projektowych, konstrukcyjnych i tych związanych z kierowaniem pracownikami.

Adept uczelni technicznej winien zatem uzyskać umiejętność poszukiwania związków przyczynowo-skutkowych pomiędzy wykonywaną pracą a bliższym i dalszym otoczeniem społecznym, kulturowym i ekologicznym.

Powinien nauczyć się zdolności łączenia konkretu z abstrakcją w zakresie poszukiwania nowych rozwiązań technicznych, w których od początku uwzględnia się rolę i znaczenie człowieka, jako przedmiotu i podmiotu projektowanych zmian.

Niezbędne jest także posiadanie dość trudnej umiejętności współżycia i współpracy z ludźmi, bez względu na ich środowisko społeczno-kulturowe czy posiadany zawód. Konieczne jest więc wykształcenie poczucia bezinteresowności, sprawiedliwości i tolerancji.

Wartości te winny cechować polskiego inżyniera. A jaka jest rzeczywistość? Panuje ogólne przekonanie, że "źle się dzieje w państwie duńskim". Nie tylko dlatego, że brakuje pieniędzy na szkolnictwo wyższe, a badania naukowe, na poszerzanie bazy lokalowej czy laboratoryjnej uczelni. Wiemy przecież, że w obecnym 2004 roku nakłady na naukę spadły poniżej 0,3 procent PKB.

Źle się dzieje, dlatego, że w znacznej mierze studenci szkół politechnicznych, przeciążeni ogólnymi, kierunkowymi i specjalistycznymi zajęciami, przedmioty humanistyczne traktują jako coś, co zabiera im czas potrzebny nie tylko do przeżywania życia studenckiego, ale także jako czas, w którym mogliby zarobić pieniądze, zdobyć dodatkowe uprawnienia, bardziej przydatne - ich zdaniem - w późniejszej pracy zawodowej. Ten szalony bieg nie daje czasu na refleksje o sensie istnienia, na poszukiwanie nowych technik poznawania osobowości człowieka, czy weryfikowanie zasad etyki zawodowej.

Wystarczy prześledzić wypowiedzi studentów szkół technicznych na tzw. czatach internetowych, gdy proponuje się porównanie, czym są studia techniczne, a czym studia humanistyczne. Niektórzy twierdzą, że różnica pomiędzy humanistą, a tzw. ścisłowcem, czyli inżynierem, jest taka, że humanista musi umieć mówić, a ten drugi myśleć.

Ale czy człowiek potrafi mówić bez myślenia, zwerbalizować swoje myśli w sposób komunikatywny? Absolutnie nie! Już Konfucjusz powiedział, że "bez znajomości siły słów nie sposób poznać ludzi".

Istotna jest zatem zmiana mentalności i nastawienia do wyobrażeń o zawodzie inżyniera.

Wiem, że istnieje przekonanie, że studia politechniczne są przydatniejsze. Pozwalają w życiu zawodowym na tworzenie czegoś materialnego, użytecznego praktycznie. Jednocześnie widzimy, jak wiele umiejętności, kwalifikacji i wiedzy ogólnej brakuje nowym adeptom zawodu inżynierskiego. Dlatego proszę szacowne grono kadry naukowej Politechniki Gdańskiej o pomoc w tych sprawach.

Uważam, że najważniejsze jest przekonanie młodych ludzi do poglądu, że istnieje potrzeba nieco odmiennego widzenia rzeczywistości. Do widzenia jej właśnie w wymiarach postrzeganych przez humanistów. Nie może liczyć się tylko sprawność, użyteczność, biegłość, ekonomiczność rozwiązań projektowych, tzw. inżynierska robota. Musi być jeszcze w niej ów specyficzny aspekt społeczny, który pozwala w drugim człowieku dostrzegać po prostu człowieka, a nie tylko użytkownika czy klienta.

Podczas uroczystego posiedzenia senatu uczelni tytułami doktora honoris causa wyróżnieni zostali szef Instytutu Pamięci Narodowej prof. Leon Kieres i prof. Lech Kobyliński, absolwent Politechniki Gdańskiej, światowej klasy naukowiec w dziedzinie okrętownictwa, współtwórca jednego z trzech na świecie ośrodków szkoleniowo-badawczych manewrowania okrętem.

Dorobek naukowców stuletniej uczelni jest znaczny. Byli twórcami m.in. polskiego przemysłu okrętowego, opracowali projekt pierwszego po wojnie polskiego samochodu ciężarowego Star 20, kierowali pracami nad osuszaniem Żuław, uczestniczyli w odbudowie gdańskiej Starówki ze zniszczeń wojennych unikatową metodą polegającą na "sklejaniu" kawałków zniszczonych budowli.

To właśnie na gdańskiej uczelni opracowano tzw. wodowanie boczne, stosowane dziś na całym świecie. Jest ono dziełem profesora Aleksandra Rylkego. Profesor Jerzy Doerffer opracował połówkową metodę budowy statków. W ostatnich latach opracowano i wdrożono technologię budowy "amagnetycznych" okrętów z tworzyw sztucznych (tak zbudowane są poławiacze min, będące na wyposażeniu Marynarki Wojennej).

Uroczyste posiedzenie Senatu uczelni poprzedzone zostało m.in. nabożeństwem ekumenicznym i złożeniem wieńców pod pomnikiem Poległych Stoczniowców. Wieczorem na gdańskiej wyspie Ołowianka odbył się pokaz sztucznych ogni.